Dziewczyna ewidentnie podeszła niepewnie do napoju, ale po chwili przekonała się.
— No, nie takie złe panie barmanie — powiedziała, biorąc kolejnego łyka. Odetchnąłem z ulgą, mimo tego, że wiedziałem, że mógłby jej nie posmakować to z drugiej strony... Po prostu jakaś mała cząstka mnie, instynktownie chciała pokazać się z lepszej strony. Zobaczyć te iskierki w jej oczach, wynikające z ukłucia zadowolenia. Usłyszeć jej delikatny śmiech, brzmiący jak najpiękniejsza muzyka, a przecież - wierzyć mi trza na słowo - znałem się na niej.
Co prawda, to prawda, Van sprawiała wrażenie już nieco lekko upitej, dlatego rozejrzałem się wokoło, zastanawiając się, czy nie ma jakiegoś miejsca do delikatniejszej przysiadki, odsapnięcia na moment. Salon był naprawdę wspaniale udekorowany, ale muzyka zagłuszała rozmowy, wszędzie kręcili się ludzie w różnym stanie trzeźwości, a ponadto neonowe kolory zaczęły dawać po oczach, gdy James zaczarował lampy, aby dawały złudne poczucie klubowej zabawy. Złapałem dziewczynę za rękę i pociągnąłem w stronę pokoju, który był zamknięty przed gawiedzią, ale z opowieści Hery i Vina, doskonale wiedziałem, że znajdowała się tam po prostu sypialnia mojej dzisiejszej randki w ciemno. Weszliśmy do pokoju, zamknęliśmy drzwi, dzięki czemu stało się na tyle cicho, że byliśmy w stanie porozmawiać bez przekrzykiwania się.
— Cóż, Kurduplu — zacząłem ze śmiechem. — Muszę przyznać, że dzisiaj wyjątkowo dobrze się z tobą bawię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz