To był naprawdę długi dzień, w dodatku zapowiadał się jeszcze dłuższy. Hera poprosiła mnie o drobną pomoc przy organizacji imprezy, zwłaszcza w jej drugiej części, gdy ludzie staną się już nieco bardziej podpici, mniej ogarniający i bardziej nastawieni na kopulacyjno-śniące czynności. W rezultacie zostałem ukrytym wodzirejem, tu do jednej zabawy pchając dwie pary, tu tam kilka innych. Impreza wyraźnie podzieliła się na dwa obozy: tych nieco bardziej grzecznych i eleganckich oraz tych, którzy bez żadnego problemu rozpoczęli chlubny proces zalewania się w trupa. Jedna jakaś dziewczyna przysnęła już w pokoju Hery, gdzie mieliśmy odprowadzać każdą osobę zbyt pijaną, żeby zostawić ją samą sobie w pomieszczeniu. Od czasu do czasu któreś z nas zerkało w tamtym kierunku, żeby upewnić się, że nikt tam się własnymi rzygami nie udławi, ani nikt nikogo nie obłapia w stanie zbyt trzeźwym, żeby przynajmniej jedna strona nie ogarniała co się dzieje.
Wszyscy wokół zaczęli się rozluźniać, kręcić wzajemnie ze sobą, a ja znalazłem w końcu chwilę żeby odsapnąć, samemu wychylić jeden kieliszek i spojrzeć w końcu na kartkę.
Nokurwachybanie.
Rozejrzałem się wokoło, szukając w tłumie znajomych twarzy. Szybko wyłapałem ognistowłosą dziewczynę, do której od razu się skierowałem z morderczymi zamiarami, ale Dexter mnie ubiegł. Ściskał własną kartkę z moim imieniem i rozmawiał nieco gwałtowanie z Herą. Przeczuwałem, że wiem, o czym rozmawiali.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz