Drinki. Na. Mojej. Pięknej. Koszulce.
Pogrywała, próbowała odbić pałeczkę od kilkunastu minut, próbowała mnie zdenerwować zmoczeniem buta, obrazą fryzury. Próbowała ile wlezie, i dała radę. Uszy zrobiły się czerwone, źrenice się rozszerzyły, a dłonie zacisnęły w pięści. Mokry materiał drażnił, muzyka zdawała się głośniejsza, a Joce uśmiechnęła się drwiąco. Miałem dość, dobrali mi nieodpowiednią osobę, każdy z nas chciał w tej zabawie prowadzić co tylko wywołało burze. Klasyk.
— Słuchaj, ja rozumiem przekomarzanie na powitanie, ale nie wyjebanie na mnie drinków. Co ty sobie myślisz?! Dostaniemy wpierdol za to zachowanie. — Skierowałem się szybko w stronę łazienki. Chwila! Czy to był całujący się Foma i Dexter?! Mam zwidy, borze zielony. Mokra koszulka drażniła i wywoływała halucynacje. Dziewczyna szła za mną, po cholerę?
— Daj spokój, mieliśmy się bawić, a wyszła wojna. Zlizuj. — Zacząłem wycierać materiał znalezionym w toalecie ręcznikiem, na daremno, więc odkręciłem wodę, nie chciałem capić alkoholem. I się zaczęło. Jej głupi uśmiech, mój atak wodą. Rewanż. Wojna na wodę, w łazience potok, rzeka, prawie pierdolony ocean. Mokro wszędzie, głośno wszędzie, wpierdol będzie, wpierdol będzie. Kolejne ataki, woda robiła kałuże na całej podłodze, muzyka nie miała znaczenia, alkohol dodawał mi odwagi.
Nagle Joce się zatrzymała, w bezruchu, o co chodzi?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz