niedziela, 6 sierpnia 2017

Od Yevgeniego, CD James

Całkowicie urzeczony przyglądałem się białemu od śniegu otoczeniu, który skrzył się w świetle i wziąłem głęboki oddech, ciesząc się zimnym powietrzem. Nawet jeśli dygotałem z chłodu, uszy, nos i policzki miałem czerwone od mrozu, to uwielbiałem śnieg. Poza tym w miarę ciepło ubrany nie powinienem zginąć. Chociaż dłonie odziane w rękawiczki już mi zamarzały i ledwo zginałem palce, co było znakiem, że powinienem ruszyć swe szanowne cztery litery i przestać się gapić na te śliczne drzewa pokryte śniegiem.
Ukryłem uśmiech, naciągając dziergany szalik po sam nos i z dziecięcą radością stąpałem po świeżym śniegu z walizką w dłoni. Może później ulepię bałwana? Z drugiej strony, znając moje szczęście, jutro na sto procent skończę przeziębiony plus pewnie gdzieś się poślizgnę, jeżeli już sobie nie zagwarantowałem tego swoim staniem. I na dodatek pewnie się spóźniłem. Cóż, nie moja wina, że oczarowany musiałem najpierw zwiedzić miasto i jeszcze przez kilka minutek przyjrzeć się światu ubranego w biel. To wina świata, że jest zbyt ładny, by go zignorować.
Przed gmachem uczelni, poświęciłem trochę czasu na powolnym zmierzeniu go wzrokiem. Bardzo, bardzo powolnym, jakby każdy szczegół budynku był na wagę złota. Poszerzyłem nieco bardziej uśmiech, tym razem niepewno, ponieważ poczułem chęć ucieczki.
Dobra, raz kozia śmierć. Dajesz, Yevgeni.
Wkroczyłem na teren placówki, rozglądając się powoli. Ani jednej żywej duszy w zasięgu mojego wzroku, jeśli nie liczyć jednego chłopaka. Wziąłem głębszy wdech, zanim skierowałem się w jego stronę i zacząłem składać w myślach jakieś sensowne pytanie, gdzie najpierw powinienem się skierować.
Pytanie szlag trafił, moja niezdarność może iść się walić, stopą trafiłem akurat na śliskie podłoże i wywinąłem ładnego orła tuż przed blondynem. Walizka gdzieś w locie wyleciała mi z rąk. Z moich ust wydostały się jedynie niezbyt składne piski, zanim ostatecznie wylądowałem na śniegu. I ogółem wszystko było we śniegu, a śnieg był wszędzie. Trochę się nawet dostało się za sweter, przez co krzywiłem się, wzdrygałem i trząsłem.
Cudny początek, nie ma co.
Uniosłem głowę nieco zdezorientowany i spojrzałem na chłopaka ze zmieszanym uśmiechem.
– Dzień dobry?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis