Prószący śnieg, wszechobecne zimno, brak jakiegokolwiek życia dookoła, poza mną spacerującym przed akademikiem z głową pełną myśli. Nikt o zdrowych zmysłach nie wybrałby się w taką pogodę na spacer, a już na pewno nie po szesnastej, kiedy niebo zaczyna robić się szare, a latarnie dookoła powoli zaczynają świecić. To nie było zdrowe posunięcie. Mądre też nie.
Nie narzekam na uczelnię, co to to nie, bo jest naprawdę miło. Może zalazłem kilku osobą za skórę, ale co to ma do rzeczy? Nie interesowało mnie to, przynajmniej na razie. Znajdę kilku sprzymierzeńców i będzie dobrze, dam radę przez wszystkie cztery lata przebrnąć z palcem w tyłku.
Zacząłem iść przed siebie, co chwilę rozglądając się, nie chciałem zgubić z zasięgu wzroku akademika, szukanie na ślepo we wszystkie strony, gdy śnieg utrudniał widoczność, a ciemność powoli ogarniała wszystko, nie było moim marzeniem. Nie teraz.
Cisza dookoła mogła spokojnie pomóc uporządkować myśli, brak skrzeczących uczniów pomagał w tym tym jeszcze bardziej, a tak się składa, że w mojej głowie działo się ostatnio dużo. Co innego pokazywać wredny uśmiech przed innymi, a co innego być samemu ze sobą. Jeleniołaki, elfy, członek samorządu podrywający wszystko co się rusza, jakaś dziwna dwójka zbierająca na kawalerkę (zresztą, kibicowałem im, nie ma co ukrywać) i krwiożercza biblioteka. Szkoła taka, że cud, miód i maliny. Jak to wszystko zrozumieć w zaledwie kilka dni? Aleraja była zdecydowanie spokojniejsza, przynajmniej ta część, którą znałem, i w której żyłem od dzieciaka. Aish, Alex, ogarnij się! Przynajmniej najdzie się trochę rozrywki w szarej codzienności.
Słysząc skrzypiący pod stopami śnieg gdzieś za mną, odwróciłem się od razu i zlustrowałem spojrzeniem postać przede mną. Cholera wie czy był to człowiek, a co dopiero czy był facetem czy dziewczyną.
– Hej, co tu robisz? – Oh, mam odpowiedź, męski głos.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz