piątek, 11 sierpnia 2017

Od Vene, CD Reska

Zamiast słońca był śnieg i chłód, który powitałam lekkim uśmiechem. Co prawda nie stroniłam od ciepła, ale wysokie temperatury sprawiały, że robiłam się senna. Poza tym sześć ślubów. Sześć ślubów, na litość boską, jakby nie mieli co robić, tylko śluby brać w tym samym terminie. Zerknęłam jeszcze raz przez okno i stwierdziłam, że zrobię sobie mały spacer do miasta [w końcu zapomniałam o pocztówkach dla Allena w zeszłym roku, więc wypadałoby kupić]. Lepszy skrzyp śniegu pod trampkami niż stukot cholernych szpilek. No, i nie było panny młodej, która chciała mi rzucić kieliszkiem od wina w twarz. Po prostu żyć nie umierać.
Założyłam kurtkę i w biegu chwyciłam szalik oraz czapkę. Co prawda nie powinnam ubierać się i skakać na schodach, bo mogło się to skończyć niezbyt miłym wypadkiem, ale cóż… Żyłam! I to się liczyło. Przed wyjściem jeszcze naciągnęłam czapkę na uszy, a wściekle pomarańczowy szalik naciągnęłam na nos. Zamrugałam parokrotnie, słysząc znajomy głos i uniósłszy głowę, spojrzałam prosto na Reskę. Posłałam mu delikatny uśmiech, zapominając, że nie może go zobaczyć przez materiał szalika. Cóż, muszę przyznać, że moja odpowiedź nie była zbyt miła, ale trochę się bałam. Bycie na terenie, gdzie nie obowiązywała twoja tajemnica poliszynela, powinno być odprężające. Dla mnie nie było. Meh.
I tak szłam w towarzystwie chłopaka, zastanawiając się, co zrobić, żeby pozostać na komfortowym gruncie.
– Cieszę się, że znów będziemy razem w klasie. – Zerknęłam na niego, przerywając swoje rozmyślania i zaśmiałam się cicho.
– O, czyli twoje pierwsze marzenie się spełniło, co? – spytałam, nawiązując do naszej rozmowy na stołówce.
– Na farcie, ale tak! Tak właściwie się zastanawiam... Wtedy zapomniałem zapytać... A ty? Jakie masz marzenie? – Oh, no tak, zapomniałam. Mimo to bez zastanowienia wypaliłam:
– Skrzydła.
– Hm? 
– W sensie… – zmieszałam się, widząc jego pytający wyraz twarzy i uciekłam wzrokiem gdzieś w bok. – Moja mama i brat mają skrzydła. Też chciałabym mieć – odchrząknęłam, a przed oczami pojawił się obraz skrzydeł Jamesa. Białe z plamkami w kolorze najjaśniejszego brązu. Cudowne, piękne, prześliczne. Nieosiągalne.
– Ale z takich bardziej realnych to nauczyć się grać na skrzypcach Radość miłości i Cierpienie miłości. Lubię dźwięk tego instrumentu, ale jestem kaleką, jeśli chodzi o grę na nich – dodałam szybko, chcąc zamazać wspomnienie o skrzydłach. W sumie o czym innym mogłabym marzyć? O czytaniu? Parsknęłam krótkim śmiechem i pokręciłam głową. Absurd, ale wróćmy do rzeczywistości.
– Jesteś pewien, że chcesz ze mną wybierać pocztówki dla młodszego brata? – spytałam z powątpiewaniem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis