Widok czerwonej twarzy ciemnowłosej nieco mnie rozbawił, ale powstrzymałam chichot, który chciał wydostać się z moich trzewi, więc zadowoliłam się nieznacznym uśmiechem. Ach, Miłości, za dużo tu twojej obecności, ale będę narzekać dopiero, jak przybędzie złamanych serc naiwnych duszyczek. O, skoro idziemy do miasta, trzeba zaopatrzyć się w papeterię. Zlokalizuje się, pośle parę listów, bo moich telefonów nie łaskaw odebrać, a mailów przeczytać. Pfu, zabić to mało, ale jednak za bardzo się kocha, by zabić. Głupie dylematy.
— Raczej nie, działają na mnie usypiająco i boję się, że mogłabym przegapić stację, co się wcześniej już zdarzało. Skoro czeka nas dłuższa przechadzka, Hanabi jestem, dla przyjaciół Hanka. — Dziewczyna wyszczerzyła się szeroko, a ja skinęłam lekko głową.
— Vene, ewentualnie Przewodnik,, bo mego imienia skrócić się bardziej nie da — przedstawiłam się, parskając cichym śmiechem i uniosłam wyżej kąciki ust. Bo rzeczywiście się nie dało. — Rzeczywiście, to nieco kłopotliwe, a tak przynajmniej można się przejść — dodałam w zamyśleniu, ale zaraz wróciłam na ziemię. Chyba przy okazji zakupię kilka tabliczek czekolady i puszkę coli. Kiedyś ta ilość cukru mnie zabije, ale póki śmierć mnie nie goni, powinno być okej. Z naciskiem na „powinno”.
— Przy okazji zwykłe zakupy, zwiedzanie czy jeszcze co innego? — spytałam z czystej ciekawości, poprawiając szalik, ponieważ zimno dawało mi o sobie znać. Zerknęłam jeszcze, czy dobrą drogą idziemy, ta biel śniegu bywała myląca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz