— Cześć — odwróciłam się w stronę osoby, która rzuciła przywitanie. Dziewczyna, śmiało można przyznać, że ładna. I wygląda na miłą. Ale nie znam jej, ani trochę, więc czemu się uczepiła? Odburknęłam tylko pod nosem odpowiedź i zdjęłam z kartki słomkę, ta dodawana do soczków jabłkowych na stołówce była zdecydowanie nieodpowiednia. Za krótka, zginana, a do tego tak łamliwa, że nie było sposobu na przebicie się przez srebrną powłokę. Co za idiota ją dodaje do tego napoju bogów?! Podniosłam wzrok z kolorowych kanapek na fioletowooką i westchnęłam.
— Chcesz to siadaj, a nie stoisz jak ten słup. Ducha zobaczyłaś czy co? Dziwna ta szkoła, o ja tu robię... — Drugie zdanie znowu burknęłam do siebie, a potem ogryzłam kawałek pieczywa z dodatkami. Od początku mojego pobytu minęło raptem dwa dni, a ja już wewnętrznie miałam dość. Jakiś stan wyjątkowy, jadowity smok, przeszukiwania pokoi (moje szkicowane fajki, kocham was) i pełno miłosnych dram. Każdy do każdego się lepi, jakiś pan "Wszystkie Waginy Moje" zarywa do każdego, tylko czekać aż się mnie uczepi, a Miński podobno dobiera się do jakiegoś ucznia z równoległej klasy. Można spokojnie dostać poplątania, pierdolca, pojebca i zwid na zawołanie.
— Ugh, jestem Lourdes, a ty jesteś? — Dobra, potrzeba mi tu jakichś znajomych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz