Przemierzałem teren wokół miejsca, które miało być uczelnią. Dojechanie pod to miejsce nie było zbyt wielkim wyzwaniem. Jednakże samo odnalezienie drogi pod akademik już tak. Wydeptana wcześniej ścieżka nie była za dobrze widoczna, ale postanowiłem nią podążyć. Porywisty wiatr smagał moją twarz, wywołując na nim niekontrolowany grymas, zwężałem oczy, by uniknąć dostania się drobinek śniegu do nich. Przemoczone stare kalosze, które mają lepsze czasy za sobą postanowiły nagle rozkleić się. Nie był to dobry moment, zdecydowanie, rozklejać można się tylko podczas pogrzebu.
Po dłuższej chwili marszu dostrzegłem daszek i stojącą pod nim postać. Przez jeszcze moment mnie nie dostrzegała, lecz, gdy to zrobiła gestem wskazała mi bym podszedł. Blondynka, na oko 16 lat, dość wysoka, ale nie aż tak, by wzbudzała we mnie niepokój. Nie lubię wysokich ludzi. Wydają mi się bardzo despotyczni, władczy, bez sumienia. Boję się takich osób, naprawdę. Mam nadzieję, że ona taka nie będzie, lecz z drugiej strony nie chcę spotykać jej nazbyt często. Podszedłem bliżej i wyciągnąłem dłoń w jej stronę, zmuszając się do serdecznego uśmiechu i pogodnego tonu. Ciekawe, czy wie o mojej tożsamości płciowej, jeśli zwróci się do mnie per pani, to zabiję ją na miejscu, a ciało zasypie w pobliskiej zaspie.
– Jestem Nikita, miło mi cię poznać. Wejdziemy do środka? Nie ukrywam, że pogoda dziś nas nie rozpieszcza – westchnąłem i zacząłem oczekiwać na odpowiedź
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz