środa, 9 sierpnia 2017

Od Jamesa, CD Yev

Chłopak wywinął koziołka, zapodał orła, wyglebał się prosto przed moimi nogami, widocznie zapominając, że całe tutejsze podłoże było albo obsypane śniegiem, albo skute lodem. Jest też w sumie zawsze druga opcja: Wiedza o warunkach pogodowych niczego mu nie dała.
– Dzień dobry? – powiedział zdezorientowany, a przy tym lekko zażenowany. W odpowiedzi uśmiechnąłem się tylko szerzej, podając mu rękę, pomagając mu wstać. Łokcie i kolana chłopaka zdecydowanie były zdarte, na tyle mocno, że spod rękawa zaczęły powoli wydostawać się kropelki krwi, zarówno barwiąc materiał, jak i samo podłoże, przy spadaniu na ziemię. 
– Ye... Yevgh. Yevgeni – powiedziałem w końcu dobrze. – Będzie ci przeszkadzać, jeżeli będę mówił Yev? Przepraszam, nie jestem w stanie wymówić twojego imienia, a wolałbym nie warczeć czegoś w stylu: "Ej, nowy!". Nic ci nie jest? – spytałem, zerkając na jego kolana i ręce, podczas gdy chłopak zaczął pąsowieć na twarzy, kto wie, może z zimna, może z zażenowania swoją drobną wpadką, a może z powodu tych dwóch rzeczy jednocześnie. Złapałem za krwawiącą rękę chłopaka, dłonią badając jego łokieć. Ugh, sądząc po cichym syknięciu, które wydostało się z jego ust, miałem rację. Spróbowałem nieco zaleczyć ranę, na tyle powierzchownie, żeby nie wyglądało to zbyt dobrze, ale jednocześnie dostatecznie ogarnięcie, żeby przestało krwawić i boleć.
– Cóż – zacząłem – miałeś niezłe wejście – podsumowałem z rozbawieniem. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis