czwartek, 24 sierpnia 2017

Od Lourdes, CD Ktoś

Idąc przez ciapkę ze śniegu podnosiłam nogi jak najwyżej to możliwe modląc się w myślach, żeby nie być całą mokrą od tego cholernego, rozwalonego, śniegu. I wody. Pełno kałuż, ugh. Pieprzona zima.
Poprawiłam ciężką w cholerę torbę na ramieniu i podeszłam do chłopaka opartego o ścianę. Był przystojny, to można powiedzieć od razu. Podczłapałam do niego jak najszybciej, oczywiście ochlapując sobie całe spodnie. Idealnie.
Uśmiech? Jest. Plan bycia miłą? Jest. Spławienie go jak najszybciej? Planowane, będzie.
— Cześć, Lourdes jestem. — Wyciągnęłam skostniałą dłoń w jego kierunku i uśmiechnęłam się najszerzej jak umiałam, byle tylko idiotycznie nie wywalić zębów na wierzch.
— Nicodème — rzucił, ładne imię. Nico.
Nie minęła chwila, a byliśmy już w akademiku, a chłopak zaczął tłumaczyć mi wszystko po kolei. Od unikania biblioteki aż po każdy szczegół dotyczący aktualnych zmian w zasadach. Trujący smok? Fajna zabawa, gdzie ja zamierzam się uczyć... Potakiwałam na każde słowo, a gdy tylko dorwałam się do swojego pokoju odrzuciłam wszystko obok łóżka, ogarnęłam kuralet, a po pół godzinie już nie było mnie w pokoju, czas zwiedzać!
Rozglądałam się uważnie przy każdym kroku, głównie po to, żeby jakimś cudem trafić później samodzielnie do pokoju. Podłoga też musiała zostać zakodowana w mojej głowie, więc parząc na stopy nawet nie zorientowałam się kiedy odbiłam się od kogoś upadając na tyłek, a szkicownik leżał kawałek dalej. Ołówka brak, serio znowu go zgubiłam?!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis