Nowy rok szkolny. Nowe perspektywy. Nowi uczniowie. Pełno nowego materiału do nauki.
Wszystko zapowiadało się wręcz wyśmienicie. W poprzednim roku udało mi się nawiązać znajomości, które zdecydowanie miały mi ułatwi życie w szkole. Nadal nie wiem, jak to się stało, ale powoli zaczynałam być bardziej otwarta w stosunku do innych. Nadal ciężko było się ze mną zaprzyjaźnić, ale bycie miłą w stosunku do innych przychodziło mi coraz łatwiej. Westchnęłam cicho i odłożyłam ołówek. Soki twórcze nie płynęły we mnie tak jakbym chciała.
Rozejrzałam się po pokoju. Od zeszłego roku niewiele się zmieniło. Może to z powodu braku wszystkich naszych rzeczy, ale pokój wydawał się większy. Dopiero przyjechałyśmy i nie udało nam się jeszcze zrobić zbyt wielkiego bałaganu.
Przeciągnęłam się i wstałam z łóżka. Trzeba coś ze sobą począć. Zastanawiałam się chwilkę nad poczytaniem podręcznika, ale wydawało mi się to lekko kujońskie, więc odrzuciłam ten pomysł. Ruszyłam do drzwi.
– Dokąd idziesz? – zapytała mnie Shioko, podnosząc wzrok znad swojego kuraletu
Wzruszyłam w odpowiedzi ramionami:
– Nie wiem – odpowiedziałam zgodnie z prawdą – nie mam żadnego konkretnego celu
Skinęła głową i na powrót skupiła swoją uwagę na tablecie. Otworzyłam drzwi i wyszłam na korytarz. Panowała tu taka cisza, że aż mnie ciarki przeszły. Poczułam jak mój rudy ogon się jeży. Poprawka, mój niegdyś rudy ogon. Podczas wolnego postanowiłam przefarbować go na czarno. Nigdy tego nie robiłam, ani nie słyszałam, żeby ktoś wpadł na podobny pomysł, ale efekt był zadowalający. Ignorując ciszę, ruszyłam korytarzem. Echo moich kroków odbijało się od ścian. Nadal nie mając pomysłu, co ze sobą począć, ruszyłam ku wyjściu z budynku. Może nie najlepszy pomysł, ale innego nie było. Prędko się przed nimi znalazłam, a potem pchnęłam mocno. Wyszłam na zewnątrz i odetchnęłam głęboko. Nawet nie wiedziałam, że w akademiku było aż tak gorąco! Ruszyłam wolnym spacerkiem przed siebie. Co jakiś czas węszyłam w powietrzu, szukając nowych zapachów. W końcu poczułam coś interesującego... Czyżby figi? Chociaż zazwyczaj nie przepadałam za owocami, ślinka pociekła mi na samą myśl. Niby nie to samo co łosoś czy kurczak, ale mimo wszystko... Ruszyłam, wiedziona zapachem owoców. Niebawem zobaczyłam oranżerie. Ostrożnie weszłam do środka. Rosły tu najprzeróżniejsze owoce, zauważyłam także figi. Odeszłam do rośliny i przyglądałam jej się z żalem. Chociaż krzew nie był specjalnie wysoki, przez dużą doniczkę nie mogłam dosięgnąć nawet najniższego owocu. Z cichym westchnieniem wyszłam z powrotem na świeże powietrze. Nieopodal zauważyłam czyjąś postać. Wyglądała na wysoką, żeby ściągnąć jakąś figę z drzewa wystarczyło pewno mieć z 10 czy 15 centymetrów więcej niż ja. Pomachałam ręką ściągając na siebie jej/jego uwagę.
– Yhm... Cześć... Mogę Cię prosić o pomoc? – zapytałam sposób, który uznałam za względnie miły.
Obserwowałam bacznie osobę, czekając na reakcje.
<Ktosiu? :3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz