Zanim wyszliśmy, zerknęłam na Walliego, posyłając mu spojrzenie mówiące, żeby był grzeczny. Mam nadzieję, że po powrocie nie zastanę armagedonu.
— Wiesz, jeśli chcesz, możemy w przyszłym roku spróbować z klubem ogrodniczym. Z chęcią bym ci pomógł, bo brzmi to lepiej niż spędzanie czasu ze strasznym Dexterem. Jego nos jest dziwny, wygląda, jakby miał ci nim zaraz wydłubać oczy, szczególnie jak się nad tobą nachyli. Wiesz, do tego w kolejnym roku będzie więcej ludzi i na pewno znajdzie się ktoś, kto kocha roślinki.
Odwróciłam głowę w stronę Aureliona, gdy się odezwał i tym razem to ja musiałam nadążyć za jego słowami, ale kiedy przetrawiłam wszystkie informacje i zrozumiałam treść jego wypowiedzi, cała się rozpromieniłam.
— Naprawdę? To byłoby cudowne — powiedziałam, czując, że jakoś mi się cieplej robi na sercu. Przekochane kwiaty i miłe osoby, to zdecydowanie byłoby wspaniałe, chociaż moje ogarnięcie wszystkich pewnie by irytowało. No, i moje rozmówki z roślinami. Buah, chyba powinnam pójść do miasta, żeby sobie kupić jakąś ładną doniczkę oraz roślinkę. Najlepiej sukulenta.
— Ewentualnie napisać ogłoszenie i poprosić Herę, żeby umieściła w gazetce — dodałam rozkojarzona. Dziewczyna trochę mnie przerażała, ale czego się nie robi dla swojej miłości i maleńkiego promyczka w tym świecie?
— Dexter naprawdę jest aż tak straszny w klubie? — spytałam z rozbawieniem. Przy wprowadzaniu wydawał się miły, ale licho go wie, równie dobrze mógł być diabłem w tym wyrośniętym ciele.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz