— Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że ludzie jeszcze tak postępują. Większość chce silne, zdrowe zwierzaki, które nie będą miały wad, a takie szkraby są pozostawiane na pastwę losu. Dziękuję. — Posłałam mu najbardziej promienny uśmiech, jaki miałam w swoim asortymencie. Przypomniałam sobie o Gremlinie, który na początku wręcz zdychał w progu, a obecnie był najbardziej pyskatym i gadatliwym kotem. Aż w tle słyszałam to jego „Agonio, nie przytulaj mnie. Agonio, daj mi jeść. Agonio, twój królik mnie straszy”.
— Nie masz za co dziękować. — Postawiłam Walliego na podłodze, a zaraz obok pusty kubek, do którego się przytulił. Najwidoczniej nadal był ciepły, a smoka ciągnęło do niego. Postukałam palcami o kolano, po raz kolejny zastanawiając się ostrożnie nad doborem słów. — Co do zaufania, patrząc na to, że poznałam cię kilkadziesiąt minut temu, to chyba za wcześnie na zwierzenia, w których zdradzam ci swoje najmroczniejsze sekrety metaforycznie wepchnięte do szafy razem z gnijącym od miesięcy trupem — powiedziałam, starając się utrzymać głos w poważnym tonie, ale słyszałam nuty śmiechu, które się wemknęły.
— Ale i tak najbardziej boję się przywiązać, Aurelionie. — Ponownie się uśmiechnęłam i przestałam stukać palcami o kolano. — Chociaż to mogę skreślić, bo zawalam na całej linii — dodałam gorzkim tonem i uniosłam usta w równie gorzkim uśmiechu.
— Meh, zmieniając temat. Masz zwierzątko? Wybrałeś klub? — spytałam spokojniejszym i radośniejszym tonem. Nie jestem heliotropem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz