– Jak minęły ci wakacje? – zapytał James.
– Było OK, ale za szybko się skończyły. Żałuję, że w roku szkolnym nie będę miała czasu na opiekę nad smokami.
– Opiekę nad smokami? – zapytał, wyraźnie zdziwiony.
– Czy tak wakacje przesiedziałam w domu, więc, żeby nie zanudzić się na śmierć, co kilka dni jeździłam do fundacji opiekującej się chorymi i bezdomnymi smokami. Są bardzo urocze, na pewno kiedyś jeszcze tam pojadę – opowiadałam. James nie wydawał się być jakoś nadto zainteresowany, ale może to tylko pozory.
– Fajnie. Widzę, że dobrze wykorzystałaś ten czas – skwitował.
– Tak... A ty, co robiłeś? – zapytałam. Na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech.
Chłopak opowiedział mi jak spędził czas wolny. Chwilę poplotkowaliśmy, aż zauważył, że jest już całkiem późno, więc grzecznie się ze mną pożegnał i poszedł. Ja udałam się do pokoju, w którym zastałam Shioko i jeśli dobrze pamiętam, Jocelyn, z którą notabene nie pamiętam, żebym rozmawiała. Rzuciłam więc ciche "Hej", na które obydwie odpowiedziały.
X x X
Czas mijał nieubłaganie i cały dzień minął mi bardzo szybko na w sumie nic nierobieniu. Pod wieczór, kiedy szykowałam się do spania, bo było grubo po 22, a jutro czekał mnie ciężki dzień, usłyszałam dziwne piski zza okna. Co to, do licha jest?! Wyjrzałam przez okno. Jak można łatwo się domyśleć, nic nie ujrzałam. Usłyszałam kolejny pisk, tym razem o wiele bardziej donośny.
– Wszystko w porządku? – zapytała Shioko, a Jocelyn spojrzała na mnie ze zdziwieniem. Czy one na serio myślały, że to ja tak piszczę? No błagam, jeszcze nie oszalałam!
– Coś za oknem tu piszczy, chyba to jakieś zwierzę! – odpowiedziałam z lekką złością.
– Zaraz wracam – rzuciłam i ubrałam się w kurtkę, czapkę, buty i długi szal. Założyłam też na szybko dresy, po czym wyszłam na dwór. Na korytarzu spotkałam jakiegoś wysokiego chłopaka, którego imienia nie pamiętałam, ale kojarzyłam go z samorządu. Wyglądał na zdziwionego że tak późno wychodzę na dwór i to tylko w piżamie, ale na szczęście nie pytał mnie o nic. Uff.
Dopiero po wyjściu poczułam jak tutaj okropnie zimno i nieprzyjemnie. Temperatura była tu sporo na minusie.
– Zamarznąć tu idzie – powiedziałam sobie pod nosem. Udałam się pod okna akademika, na co kilka osób, których w większości nie kojarzyłam, podeszło do okna i mi machało.
– Jak tam pogoda na dworze, cieplutko i przyjemnie? – zapytał jakiś anonimowy śmieszek z nutką ironii.
– Pogoda? Wspaniała, kurwa, wspaniała – wydarłam się.
Moje poszukiwania podejrzanego piszczka musiały wyglądać przekomicznie.
Kawałek dalej, w krzakach znów usłyszałam cichy pisk.
– Mam Cię! – krzyknęłam tak głośno, że aż było możliwie obudzić nim nieboszczyka. Rzuciłam się żeby złapać piszczącego zwierzaka, ale w ostatniej chwili ten odleciał a ja, cała obolała, leżałam w krzakach pokryta śniegiem.
– Wszystko w porządku? – zapytał jakiś głos. Dopiero po chwili skojarzyłam sobie, że to głos Jamesa. W oknach większość osób obserwowało mój kabaret na śniegu. Co za wstyd...
– Tak, tak, wszystko OK – powiedziałam głośno. Wyjaśniłam, że jakieś zwierzę, najprawdopodobniej mały smok, tutaj piszczało, więc próbuję je znaleźć.
– Tylko pamiętaj, za czterdzieści minut zamykamy bramę, więc nie wychodź za teren szkoły, bo będziesz musiała pięć godzin spędzić na dworze – dodała Heather.
– Tak, tak. Zaraz wracam – powiedziałam. Czułam się trochę jak na spowiedzi. To było dziwne doświadczenie.
– Spojrzałam na zegarek. Prawie godzinę łapię tego ohydnego smoka, za 20 minut będę musiała być już w pokoju. Szczerze mówiąc, oczy same mi się zamykały, jedyne, o czym marzyłam, to sen, ale nagle ujrzałam coś dziwnego za bramą. "Jeszcze 20 minut" – pomyślałam i wyszłam za bramę. Zza krzaków wyszedł mały, czarny jak smoła smoczek. Był przerażony i zziębnięty, tak jak ja. Podszedł do mnie, a ja delikatnie go pogłaskałam. Wskoczył mi w ramiona. Przez chwilę zawahałam się, czy go wziąć. Wiedziałam, że nie powinnam, przecież powinnam mieć zgodę. Po za tym, on chyba się zgubił... Spojrzałam w jego oczy. Były takie małe, ale błyszczące. Dostrzegłam w nich przerażenie, strach i smutek. Nie mogłam go zostawić, więc schowałam go pod kurtką i szalem. Na szczęście, nie było go widać. Zerknęłam jeszcze w stronę okien. Nikogo nie było. Całe szczęście. Szybko pognałam w stronę akademika. Na korytarzu spotkałam Jamesa.
– I co z tym piszczącym zwierzakiem, znalazłaś go? – zapytał.
– Co? Eee, no nie. Chyba uciekł – skłamałam.
– Aha, ok. Idę zaraz zamknąć bramę, już myślałem, że będę musiał cię wyganiać – zaśmiał się.
– Na szczęście zdążyłam – powiedziałam i życzyłam mu dobrej nocy.
Weszłam do pokoju, w którym zastałam śpiące już dziewczyny. Nic dziwnego, w końcu było bardzo krótko przed 24. Wyjęłam smoka spod kurtki i chciałam go położyć obok mnie, na łóżku, ale on pisknął całkiem głośno, budząc dziewczyny. Szybko wyjaśniłam im, co on tutaj robi i pobłagałam o to, żeby nic nie mówiły samorządowi, że ja to załatwię. Na szczęście, zgodziły się. Nagle smok wyleciał przez lekko z niewiadomych przyczyn uchylone okno i znalazł się na dworze. No nie!
Pognałam więc szybko na dwór, niemalże wskakując w buty i biorąc w locie kurtkę, dodatkowo przez przypadek nie swoją, ale nie było to teraz ważne.
"Mam pięć minut" – pomyślałam. Obawiałam się, że nie zdążę ponownie znaleźć smoczka, ale mimo wszystko wyszłam przed akademik. Na moje nieszczęście, smok pognał za bramę, w stronę krzaków i lasku. Pobiegłam za nim, mając pewność, że zdążę. Byłam bardzo zmarznięta i czułam się słabo, ale musiałam go złapać. Po paru minutach gonienia go udało mi się to wykonać. Położyłam go pod moim grubym szalem, żeby było mu cieplej.
"Zdążę!" – myślałam sobie. Zastałam jednak zamkniętą bramę. Na zegarku było sześć minut po 24. Próbowałam coś krzyczeć, byleby ktoś otworzył tą pieprzoną bramę i wpuścił mnie do środka, do mojego pokoju pod ciepłą pierzynkę. Czekałam tak przez kilka minut, ale najwidoczniej nikt mnie nie słyszał. Nawet nie wzięłam telefonu...
"I co ja teraz zrobię?" – zastanawiałam się. Kurtka, którą wzięłam, należała chyba do niewielkiej Shioko, więc nie mieściłam się rozmiarem. Trzęsłam się z zimna. Usiadłam na lodowatej ziemi, nie mając pomysłu co mogę zrobić.
– O matko, Jane, co ty tam robisz? – usłyszałam jakiś głos. Nie pamiętałam, czy był on męski do damski, a tym bardziej do kogo należał. Runęłam na ziemię. Życie przeleciało mi przed oczami i miałam wrażenie, że umieram.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz