— Hanka, Hanabi, jak to woli — powiedziała z wyraźną radością, wpatrując się w moją twarz. — To ty masz mnie wprowadzić? — spytała, a ja odpowiedziałem szybkim skinięciem głową. Z jej tonu wyniowskowałem, że wcześniej nie spotkała takiej formy ogarniania ludzi. Nie dziwiłem się, rzadko spotykana, a ile możliwości dawała. Od razu ludzi poznać, wszystkie wątpliwe kwestie wyjaśnić, dopytać się w razie czego.
— Ja. James jestem. Pogoda nie dopisuje, więc od razu wejdziemy do środka — zawyrokowałem, bezprecedensowo uciekając do ciepłego, ogrzewanego pomieszczenia. Brrr, śnieg na dworze dobijał. W międzyczasie skubnąłem dziewczynie walizkę, upewniając się, że jej podniesienie nie oderwie mi ramienia od reszty ciała. Chwała Cesarzowi, ostatnie nowe osoby miały w zwyczaju przywozić ze sobą przynajmniej cztery cegły i nie wiem co jeszcze. Wyciągnąłem kuralety i streściłem sposób, w jaki należy z nich korzystać. Plany lekcji, godziny wydawania posiłków i inne podstawowe informacje, które w teorii były całkiem nieważne, a w praktyce mogłyby utrudnić świeżemu mięsu egzystencje w stopniu znacznym. Szybki podział informacji, straszna biblioteka i tak dalej.
— Tak myślę, że wiem już wszystko, co będzie mi w najbliższych dniach potrzebne... — Zamyśliła się przez chwilę. — Ach, właśnie. Co z mundurkami? Zgłosić się do konkretnej osoby? — dopytałam.
— Powinny wisieć w szafce, zimowe i letnie — odpowiedziałem, podnosząc walizkę.
— Gdzie ją zabierasz? —
— Zaniosę ją. Jest... ciężka — wyjaśniłem, nie czekając na odpowiedź dziewczyny. Dyskretnie rzuciłem drobne zaklęcie, zmniejszające wagę obiektu. Ostatnimi czasy zdecydowanie nadużywałem magii, ale z drugiej strony wolałem sobie nie grabić u nieobecnej Heather, której Hera po powrocie pewnie streściłaby wszystkie moje większe i mniejsze grzeszki w stosunku do biednych nowicjuszy.
— Dziękuję — powiedziała szybko dziewczyna, gdy wróciłem po drugą walizkę.
W sumie uwinęliśmy się dosyć szybko, stając przed drzwiami do pokoju dziewczyny. Wniosłem walizki do środka, a potem szybko zostawiłem dziewczynę, wracając do moich spraw. Ostatecznie wypadałoby chociaż spróbować pomóc tonącemu pod papierami Nico, żeby nie zatonął jak biedny Titanic, napotykając najnowszą korespondencję od oburzonego Mińska, który narzekał na zeszłoroczny stan pokoi. Skoczyłem do pokoju po własny kuralet.
— Proooszę! — powiedziałem głośno, słysząc pukanie.
— Hej, James... Zdarzył się mały wypadek przy pracy. — Zamrugałem kilkukrotnie, przypatrując się dziewczynie. A potem zerknąłem szybko i na rozłożoną kamizelkę, i na biust dziewczyny. Następnie cały stres, cały ogar, wszystkie emocje z tego pracowitego tygodnia skumulowały się w jeden, spontaniczny wybuch śmiechu.
— Przepraszam — wydukałem, ocierając łzę. — Ale to pierwszy taki przypadek i zdecydowanie w tym tygodniu było za dużo wszystkiego — wyjaśniłem, drapiąc się po szyi, już nieco bardziej poważny. — Proponuję wyruszyć na poszukiwanie guzika! — zaproponowałem, idąc wraz z dziewczyną do jej pokoju. szybkie oględziny upewniły nas, że wspomniany element potrzebny do skompletowania garderoby zapodział się gdzieś w czasoprzestrzeni. I tu nawet moje zaklęcia przywołujące nie zadziały! Dziewczyna wyglądała momentami na rozbawioną, momentami na zażenowaną, ale stopniowo przeradzało się to raczej w zniechęcenie przemieszane z irytacją. I to wszystko z powodu jednego, piekielnego guzika.
— Nie ma go tu — fuknęła, nogą kopiąc w nogę łóżka.
Podrapałem się po głowie, szukając jakiegokolwiek rozwiązania sytuacji. Zaraz! Złapałem dziewczynę za rękę i pociągnąłem za sobą, z powrotem do pokoju samorządu.
— Rozgość się. — Machnąłem dłonią, wskazując, żeby usiadła. W sumie to gdziekolwiek. A sam zabrałem się za szperanie w szafach i szufladach należących do drugiej osoby, zamieszkującej to pomieszczenie. Heat zostawiła po sobie dosyć sporo szpargałów, trochę kosmetyków, stosy dziwacznie powyginanych flakoników z perfumami. I mnóstwo drobniejszych rzeczy na czarną godzinę.
— Ha, mam! — wykrzyknąłem uradowany, natrafiając w końcu na właściwą szufladkę. Znajdowało się w niej mnóstwo guzików wszelkich maści i rozmiarów, zapasowe nici, tasiemki, gumki do włosów, perły, klipsy, jakieś jeszcze dziwniejsze rzeczy, których nie potrafiłem nazwać. Wydobyłem jeden z guzików, idealnie pasujący do tych z marynarki. — Dobra, podrzuć marynarkę, zaraz szybko magią to naprawimy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz