niedziela, 13 sierpnia 2017

Od Henia, CD Heather, ktoś

Będę trzymał mocno kciuki, żeby nic mnie tu nie zeżarło. Wróć! Nic i nikt. Nie jestem przyzwyczajony do obecności tylu różnych przedstawicieli innych ras w jednym... miejscu. Chociaż jeszcze żadnego nie spotkałem. A Heather? Heather wyglądała mi na zwykłego człowieczka, który nie różni się ode mnie niczym, no może z wyjątkiem włosów, oczu, budowy ciała i...
— ... przetrwać dzień za dniem. — Dopiero w tym momencie poskromiłem nadciągającą gonitwę myśli i wróciłem do słuchania jej. Miałem nadzieję, że nic ważnego nie pominąłem. Głupio by mi było teraz o to pytać. — Nauka, sprawdziany, kartkówki, odpytki, nadmiar kofeiny, kiepskie jedzenie w stołówce...
— Dobra, dobra — parsknąłem, oczy znów zaczęły mi trzepotać, a na facjacie poczułem rumieńce. Jeśli jedzenie w stołówce rzeczywiście jest kiepskie, to będę musiał jakoś skołowywać swoje własne żarełko. Tak, skołowywać. Wieść o stołówkowym jedzeniu sprawiła, że na skutek stresu powstało nowe słowo. — Chyba rozumiem — dodałem po chwili. Nauka, nauka, nauka. W końcu po to tu przyjechałem. Powinienem dać sobie radę. Henio, daj na luz, pomyślałem. Henio, będzie dobrze, pomyślałem znów, a wtedy padły słowa o imprezie. Westchnąłem i, starając się mocno, jednak nie dałem na luz.
Słuchałem uważnie wszystkiego, co mówi Heather. Naprawdę starałem się wyłapać każde jej słowo, żeby potem nie najeść się wstydu.
— Okej — powiedziałem z dość szerokim jak na siebie uśmiechem i złapałem za klamkę. Oj, chyba będę musiał nauczyć się na pamięć, gdzie najczęściej znajdę Heather, Jamesa, Dexkogoś tam i Jużzapomniałemimienia. Zacisnąłem usta w wąską linię i spojrzałem na dziewczynę. — To mogę już wejść, tak? — Niepewnie nacisnąłem na klamkę, spotykając się z przytaknięciem z jej strony. Był tylko jeden problem - za cholerę nie mogłem otworzyć tych drzwi. Zerknąłem na nią i, żeby nie robić z siebie większego pajaca, zacząłem powoli odpinać płaszcz. Że niby mi gorąco, że niby wejdę do środka, jak już się rozbiorę, hę. Uśmiechnąłem się do niej lekko, skinąłem głową na pożegnanie i dopiero wtedy, kiedy straciłem ją z zasięgu wzroku, rzuciłem się do drzwi. I nic. Siłowałem się z klamką dobre kilka minut albo sekund, nie jestem dobry w czasoprzestrzeni, jednak ta odmawiała posłuszeństwa. Jak to się, do stu tysięcy beczek zjełczałego tranu, otwiera?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis