wtorek, 29 sierpnia 2017

Od Edlin, CD James

Kuralety były tak fascynujące, jak śnieg padający na dworze. Czyli... no, raczej nie do końca. Nie żeby coś, ale fanką elektroniki nigdy nie byłam, więc wzięłam pierwszy kuralet, który wpadł mi w oczy – taki o kolorze nieokreślono-zmieniająco się-dziwno-tęczowym i drgnęłam lekko, kiedy znów usłyszałam ciepły głos chłopaka.
– Mamy kilka klubów, artystyczny, wróżbiarski, muzyczny, młodych alchemików albo alkoholików, miłośników zwierząt, dziennikarski... – James wyglądał jak dziecko mówiące wyliczankę na paluszkach, co na początku mnie rozśmieszyło, ale po chwili moja uwaga skierowała się na wypowiedziane przez niego słowa.
– Klub alkoholików! – mruknęłam do siebie z zadowoleniem.
– No, a tak poza tym, to dla pierwszaków szykują się jeszcze wybory do samorządu uczniowskiego, najprawdopodobniej Hera wyskoczy z jakąś parapetówą dla rozluźnienia klimatu. – Głos mojego niestrudzonego towarzysza ponownie przedarł się przez moje uszy. Hera? Brzmi jak szkolna bogini, po kontekście wnioskuję, że bardzo się z prawdą nie minęłam. Samorząd? Pomyśli się później. Na razie, skupmy się na wypakowaniu czarodziejsko pojemnej walizki o cholernie wielkiej wadze.
Dopiero teraz dokładniej rozejrzałam się po pokoju – był stosunkowo ładny i czysty, przyjemny z wyglądu. Meble były co prawda proste, ale ładnie dopasowane do jasnych ścian oraz siebie nawzajem. Rozmiarowo wystarczył, by zapewnić odrobinę prywatności każdej jego mieszkance oraz zaspokoić jej potrzeby przechowywania ubrań. Prostota tych ledwo żywych kwiatuszków na komodach i luster oprawionych w zwyczajne, proste ramy tak różniła się od przepychu komnat rodzinnej rezydencji, a z drugiej strony dostarczyła mi coś w rodzaju... spokoju? Braku poczucia osaczenia? Westchnęłam z zadowoleniem i energicznie przerzuciłam swoje ubrania w trybie ekspresowym do szafy, a walizkę złożyłam i wcisnęłam pod – jak mi się zdaje – moje łóżko.
Pytanie o moje pochodzenie przyleciało znikąd (gwoli ścisłości – z ust słonecznego blondyna), więc przez chwilę nie udzielałam odpowiedzi, a jedynie mierzyłam badawczym spojrzeniem obiekt mojego skonsternowania.
– Anora – rzuciłam, wieszając kurtkę na wieszaku i poprawiając jasnoniebieską koszulę. Skrzydła dalej wyglądały jakbym je wyjęła z pralki, więc złożyłam je i tym razem ja spytałam:
– A ty? Skąd pochodzisz? – mówiąc to, jednocześnie zamknęłam drzwi od pokoju i dorzuciłam – Może i kobiecie nie przystoi, ale i tak zapraszam na spacer wewnątrz murów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis