Słowa. Dziwne, nietypowe, brzmiące, jakby bardziej miały skłaniać do obrażenia się na chłopaka na amen, aniżeli wybaczenia mu, ale mimo wszystko poczułem ciepło na sercu. Powoli rozlewające się i otulające je. Do tego wieść o butach. Butach, na moje łapy. On naprawdę je znalazł, postarał się, dobił do kogoś. W końcu będę mógł je ukrywać przed wzrokiem ciekawskich. Położyłem truskawki między nami, a sam ułożyłem się na boku, by mieć widok na leżącego chłopaka. Może zbyt agresywnie go potraktowałem? Źle oceniłem, to z pewnością. Zagalopowałem się i nawet jeśli niczego nie powiedziałem mu prosto w twarz, to było mi po prostu głupio.
— Oczywiście, że tak. — Uśmiechnąłem się delikatnie do chłopaka i przysunąłem pudełko w jego stronę. Niech je ile wlezie, nie lubię zagarniać wszystkiego dla siebie. Białowłosy także się uśmiechnął i sięgnął po jeszcze jeden owoc. — Ja też przepraszam, przegiąłem wtedy. Co jak co, ale przemoc nigdy nie jest dobrym rozwiązaniem, a ja uderzyłem cię z taką łatwością. To nieludzkie — wyszeptałem nieco słabiej. Cieszyłem się, że Heniek i Leo postanowili gdzieś uciec i akurat teraz chłopak zdecydował się na przyjście tu. Zamiotłem ogonem powietrze i przełożyłem go przez moje udo, gdzie jego kita znalazła się kilka centymetrów od brzucha towarzysza. Uśmiechał się w moją stronę. Nie był to ten firmowy, irytujący uśmieszek, a ten szczery, miły.
— No, a co do Mińskiego, ma się czym pochwalić czy jego fifloczek jest mniejszy niż moje zaangażowanie w życie szkolne? — Podparłem głowę na pięści, sięgając po truskawkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz