— Atlancka Wyższa Uczelnia? — Zerknąłem na zawiadomienie. Czyżby staremu znajomemu w końcu pękła żyłka z powodu smarkaczy, a może finalnie odbiła mu palma? Nie zdziwiłbym się gdybym za kilka lat spotkał go w psychiatryku. Oczywiście w pokoju obok.
Spojrzałem na zapuszczone, oblane od góry do dołu farbą, mieszkanie, w którym przyszło mi żyć przez kilka ostatnich lat. Wyjechanie stąd brzmiało co najmniej zachęcająco. Smród taniej wody kolońskiej i popsutego żarła już nawet mnie zaczął odpychać. Raz kozie śmierć.
W końcu, Miński chyba nie jest aż tak zły? Nie taki diabeł straszny, jak go malują? Prawda?
Na piętnasty wers symfonii Mokaidasza, ratuj mnie, siło wyższa.
No dobrze, co jak co, ale byłem bardziej niż pewien, że teraz pan pracodawca mnie zaatakuje, a ja skończę ginąc na miejscu przestępstwa. Semestralne spóźnienie, to jest dopiero Wejście Smoka. Jeśli wyjdzie kiedykolwiek sequel, to powinienem dostać w nim główną rolę. Cóż jednak poradzić na prywatne sprawy, które akurat wtedy postanowiły się na mnie uczepić i odciągnęły mnie od tej, jakże wspaniałej, pracy.
Nie zwracałem uwagi na krzywe spojrzenia ludzi. Przynajmniej próbowałem. Co z tego, że nie byłem najdziwniejszym stworzeniem w okolicy, przecież bielactwo to tak wyjątkowa rzecz, że trzeba molestować wzrokiem, obdarowanego tym cudem przez kilkugodzinną przeprawę pociągiem. No, a gdy już wyskoczyłem ze środka transportu, gdy przebyłem cholerne miasto, dotarłem do wielkiego ośrodka, w którym przyjdzie mi spędzić kilka kolejnych miesięcy, jak nie lat. Poprawiłem chwyt na rozlatującej się już walizce, dociągnąłem drugą i szybciej niż wcześniej począłem pomykać w stronę budynku.
— Pan Remus? — Blond włosy zafalowały łagodnie, odbijając przy tym światło słoneczne (czy na pewno je odbijały? Wyglądało to, jakby same były przeplatane skrzącymi się nićmi) i mimo, że znajdowały się pięć metrów ode mnie, zdawać by się mogło, że za chwilę wpadną mi do ust. Skinąłem delikatnie głową, obserwując właścicielkę złotych, jak kłosy żyta, włosów i głębokich, lazurowych, niczym Adriatyk, oczu. Nie przychodziło o niej myśleć w sposób inny, jak romantyczny, a umysł targany emocjami, wylewał pomysły na malunki z postacią tą w roli głównej. Prosty umysł, a jeszcze łatwiejsze serce zapragnęło zaciągnąć młodą damę w najpiękniejsze tereny Valentine, jak Wodospady Metydy, bądź Plac Rejwika, by udowodnić wszystkim, że nawet te dzieła sztuki, nie mogą równać się z urodą dzie...
Podrapałem się po brodzie, dalej nie spuszczając wzroku z młodej damy, a następnie zerknąłem na budynek.
— To tutaj przyjdzie mi męczyć zwoje myślowe i ciało przez kolejne kilka... w najbliższym czasie? — Nie przestawałem przesuwać paznokciami po skórze w miarowym rytmie. Błagam, niech to nie będzie wrastający z skórę włos, tego bym nie przeżył.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz