Tym razem słuchałem uważnie co mówił, bez rozpraszających myśli. Nicodéme wcale nie był złą osobą, był przyjazny. Widocznie irytowały go moje przekomarzanki o pszczółkowym szaliku, ale tragedii nie ma, prawda?
– Nie zamierzam bałaganić, spokojnie. Sam też lubię porządek, więc na pewno pokój zostanie w takim stanie w jakim jest aktualnie. – Posłałem w jego stronę uśmiech, pora nieco naprawić pierwsze wrażenie jeśli chcemy żyć zgodnie. – Nie pogardziłbym dużym kubkiem czarnej herbaty koniecznie z dwoma łyżeczkami cukru jeśli można – dopowiedziałem, a gdy tylko chłopak zniknął za drzwiami usiadłem na łóżku, zrzuciłem z siebie kurtkę, ze skostniałych stóp mokre buty, potem skarpetki, a na końcu objąłem stopopodobny lód dłońmi, szczypało jak cholera. Przecież wiedziałem jaka jest pogoda, mogłem ubrać się odpowiednio, idiota. Zajrzałem do torby wyjmując od razu grube, ciepłe, czarne skarpetki i nasunąłem je na stopy z nadzieją, że to coś da. Zresztą, dodatkowa para, tym razem zielonych, nie zaszkodzi, wolę mieć wszystkie kończyny.
Człapiąc jak na poduszkach, starając się nie poślizgnąć i nie zakończyć tego nędznego żywota, podszedłem do szafy od razu ją otwierając i oceniając ilość miejsca, a zaraz potem złapałem za torbę i zacząłem odkładać ubrania na poszczególne półki. Na szafkę obok łóżka, oczywiście tego najdalej od drzwi, trafiły dwa kaktusiki, oba w białych, ślicznych doniczkach. Do sukulentów dołączył laptop, a potem telefon schowany w kieszeni razem z poplątanymi na amen słuchawkami. Pod łóżko trafiło magiczne, tajemnicze, czarne pudełko, która od razu po wyjęciu go nieco urosło, razem z zawartością, bardzo ciekawą zawartością.
Słysząc otwierające się drzwi odwróciłem się od razu w ich stronę patrząc na białowłosego chłopaka. – O, już wróciłeś?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz