wtorek, 29 sierpnia 2017

Od Alexa, CD Mińska

— Ogarnij się, grzecznie sadź dupę na lekcjach, M.K.AL.1. I wróć jutro na szlaban, masz jeszcze kilka dni do odrobienia. — Zacisnąłem dłoń na klamce, mam imię, do cholery. Nie jestem pieprzonym ciągiem liter do pomiatania i robienia ze mnie nic nie wartego gówna. Jakim cudem on może być tak oschły i okropny? Przygryzłem nerwowo wargę, dwie sekundy na decyzję to maksimum, a moje słowa pociągną za sobą mocne konsekwencje. Potrzeba mi tego? Może ktoś powinien mu się wreszcie postawić i spróbować zrobić z niego człowieka? (On nim nie jest, nie z takim brakiem uczuć, pieprzony dyrektorek.)
— Dobrze, Adam. Będę jutro o siedemnastej, odpowiada ci? Czy może będę przeszkadzał, bo sprowadzisz sobie kolejną osobę, którą potraktujesz jak pierwszą lepszą dziwkę, myśląc, że nie ma uczuć i nie myśli? Nie jestem zabawką do upijania i pieprzenia, do chuja. Wyzywasz mnie od dzieciaków, a sam nie zachowujesz się lepiej. — Wyszedłem na korytarz, mocno trzaskając drzwiami, a chwilę później osunąłem się po ścianie obok, od razu obejmując kolana rękami. Odwaliłem niezły cyrk, wygarnąłem dyrektorowi, a do tego jeszcze się z nim przespałem. Mogło być gorzej? Odetchnąłem przymykając na moment oczy, jak to rozegrać żeby przeżyć? 
Spojrzałem na wyświetlacz telefonu i przetarłem oczy. Lekcje zaczynały się trochę ponad pół godziny. Dam radę. Podniosłem tyłek z podłogi i skierowałem się powoli do pokoju. Na upartego mogłem pominąć pierwszą lekcję, będzie dobrze.
Wparowałem do pokoju jak torpeda, ignorując pytający wzrok Nico i zaspanego Lav. Zgarnąłem czyste ubrania, kosmetyki (Skąd mam tam fluid? Cholera wie, dobrze, że jest.) i pognałem do łazienki. Dokładny prysznic, szczególnie dokładne umycie tyłka. Do tego przegląd w lustrze, i o cholera, skąd mam malinkę na zgięciu łokcia?! Zresztą reszta ciała nie wyglądała lepiej. Na torsie musiałem się doszukiwać nieporanionej skóry, on jest jakimś pierdolonym wampirem czy jak?
Ubrałem się, pamiętając o nie podwijaniu rękawów bluzy, a wystające siniaki przysłoniłem podkładem. Jest znośnie. Nie licząc wargi pieczącej od, widocznie, mocnego i częstego przygryzania. Wyglądałem jak siedem nieszczęść. Chodzący, posiniaczony, zmęczony pingwin. Tabletki pomogą? Powinny. W takim razie łyknę dwie, na cały dzień.
Reszta dnia? Minęła w porządku, naprawdę starałem się zachowywać jak człowiek. Człowiek, jakbym kiedykolwiek się jak on zachowywał.
Powinienem pogadać z Aurelkiem, dzieciak chyba obraził się od naszej pierwszej-ostatniej sprzeczki. Koniecznie odwiedzę go po lekcjach, przed wizytą u Mińska. A może lepiej wizytę usunę całkowicie? Pierdolenie, siła wyższa, a ja nie chcę wylecieć z AWU szybciej niż się pojawiłem.
Równo o siedemnastej stałem jak słup przed drewnianymi, zdradzieckimi, drzwiami. Pieczara lwa, krwiożerczego, czekającego na najmniejszy zły ruch. Spędziłem z Aurelkiem dwie godziny, mam się zameldować u niego od razu po wizycie żeby pokazać, że żyję. Będzie dobrze.
Nacisnąłem klamkę, może nieco zbyt nerwowo i zapominając o pukaniu, a sekundę później byłem już w środku gabinetu. 
— Siedemnasta, przyszedłem posprzątać.— Zacisnąłem usta w wąską linię, aż zbielały.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis