– Jest... jest zimno, nie rozchorujesz się? – Oh, zaczęło się, pytania, dopytywania, wtrącanie nosa w każdy kąt. Po dłuższej chwili patrzenia na chłopaka nie dało się pominąć błękitnej, bardzo zresztą ciekawej, skóry i włosów o tym samym kolorze, może w nieco jaśniejszym odcieniu. Był interesującą osobę z wyglądu, ale czy z charakteru? Trzymanie ludzi na dystans, bawienie się docinkami, to było coś do praktykowania, a nie spoufalanie się z każdym kogo spotkam (lub gdy mimo mojej woli on spotka mnie).
Rubinowe oczy wpatrywały się we mnie ze.. strachem? Zdziwieniem? O co mu do cholery chodziło? Jeden krok chłopaka w tył odpowiadał jednemu mojemu do przodu. Podobało mi się to, jako taka władza nad bogu ducha winną osobą. Kolejna wymiana kroków, zgarnięcie śniegu z włosów, które od razu zlepiły się w wilgotne strączki, cholera by to. Zdjąłem z nadgarstka czarną, cienką gumkę i spiąłem je jednym ruchem w kitkę, a potem uśmiechnąłem w stronę niebieskoskórego.
– Dlaczego miałbym się rozchorować? To, że pada śnieg i jest zimno, nie oznacza, że mam nie wychylać nosa poza drzwi akademika. Mógłbym ciebie zapytać o to samo, skoro nawet nie masz butów na... łapach? – parsknąłem, to było zdecydowanie silniejsze ode mnie. Ale muszę przyznać, łapy robiły naprawdę ciekawe wrażenie, ciekawe czy poduszki na spodach były tak samo miękkie jak u kota? Lubiłem koty, chętnie bym sprawdził.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz