poniedziałek, 3 lipca 2017

Skrót: Heather x Jaśmin

Roześmiałam się głośno, przykuwając uwagę kilku osób, przechodzących korytarzem.
– Jak zwykle, są zbyt cudowni na swój własny sposób, żeby ich zabijać, ale Cesarz mi świadkiem, że zdecydowanie im się to należy. – Uśmiechnęłam się szeroko. – Swoją drogą... Jak akcja z bratem? Duży opieprz? W razie czego podaj mu mnie na talerzu, ostatecznie to moja wina, że cię wykorzystałam do papierzysk – zauważyłam.

Parsknęłam śmiechem. Najwidoczniej moja karykatura trumienki oraz kondolencje na razie się nie przydadzą. 
- Gorzej, sama cisza i milczenie, ale chyba wybaczył – westchnęłam, kręcąc głową i ponownie powiodłam wzrokiem szukając białych włosów oraz miśka. Brak, ani widu, ani słychu. - Niee. Jak cię podam na talerzu, to w najlepszym wypadku przyłapię go na targaniu twoich zwłok do ciemnego lasu. Albo cofam. Izolacja ode mnie, zwłoki dopiero potem – wyburczałam ponuro, mnąc szaliczek w dłoni. Nie, żebym nie spodziewała się takiego obrotu spraw. Od części osób kazał mi trzymać przynajmniej kilka metrów dystansu.

Poszerzyłam nieco uśmiech, widząc jak dziewczyna powoli się odpręża.
– Cóż, rodzeństwa chyba tak mają – zauważyłam. Zawsze wydawało mi się, że można się kłócić i kłócić, a ostatecznie obie strony i tak sobie wybaczają. Oh, zdecydowanie chciałabym mieć brata. Albo siostrę. Taką młodszą, byłoby nieco ciekawiej. 
Roześmiałam się serdecznie, słysząc kolejne słowa Pel.
– Ej, w razie czego zawsze możemy zająć go strzelbą w wersji zabawkowej. Jestem pewna, że gdy pójdzie polować na wiewiórki nieco mu to zajmie.

– Możliwe, ale mam nadzieję, że w najbliższym czasie nie zaczniemy naprawdę się kłócić – powiedziałam z lekkim uśmiechem. Dopóki brat nie zacznie się głodzić, a ja nie przestanę spać, to powinno być dobrze. W innym wypadku obydwoje będziemy wyglądać jak trupy świeżo wyjęte z kostnicy.
– Zabawkowa strzelba to dobre rozwiązanie, tak. – Pokiwałam głową, poszerzając uśmiech. Znacznie zmniejszyłoby się ryzyko oraz możliwa ilość ofiar. – Gdyby to były tylko wiewiórki, to bym się nie martwiła. Ale zmieniając temat na weselszy. Gdzie idziemy na to ciasto? – Ciasta nie zamawiają strzelb u kuzynów. Ciasta mnie nie martwią. Ciasta są dobre [nie, żebym twierdziła, że mój brat jest zły].


~ ~ ~ ~ ~ ~ ~


Kiwnęłam ze zrozumieniem głową. Zabawkowa strzelba... W sumie...? Dlaczego nie? Ostatecznie i tak musiałam zacząć załatwiać sprawy związane z balem końcoworocznym, dopisanie jednej, nieco dziwnej rzeczy do listy zakupów nie powinno sprawić najmniejszego problemu. Najwyżej zwalę na Jamesa i jego, równie kretyńskie co zwykle, pomysły. Ostatecznie nawet zniszczenie obrazów w bibliotece zdołaliśmy wciągnąć pod "Straty spowodowane warunkami pogodowymi" w ostatnim bilansie, a to zasługiwało już na prawdziwe brawa.
– Jest taka miła kawiarnia w mieście – powiedziałam, poszerzając uśmiech. Zaczęłyśmy iść w ciszy, ciesząc się, że skończyłyśmy wszystkie lekcje. Tyle dobrego, wyjść, zapomnieć, zjeść coś dobrego, a potem wrócić do papierów, ogarniania. Nie rozmawiałyśmy między sobą, podejrzewam, że obie byłyśmy na to zbyt zmęczone. Pogrążyłyśmy się we własnych myślach. Trzeba będzie rozwiesić plakaty. Rozwiązać sprawę z książką. Podpisać papiery. I odpisać na kilka rzeczy. Nie widzieć czasu, ogaru, roboty. 
I listów, które zostały szczelnie zamknięte w szufladzie biurka, na które należało odpisać. Należało. A z drugiej strony popełniłam już tyle faux pas, że jedno więcej nie robiło mi zbytniej różnicy.
Po krótkim marszu znalazłyśmy się w przytulnej kawiarence, szybko składając zamówienie i siadając w rogu. 
– Herbata z miodem i cytryną. Oraz kawałek ciasta waniliowego z truskawkami – powiedziałam do kelnerki, przenosząc wzrok na Pel. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis