– Nie chciałem straszyć. – Chłopak posłał mi uśmiech i wyciągnął w moją stronę rękę. Zmrużyłam odrobinę oczy. Skąd ja cię kojarzę...
– Ja nie chciałam upadać – powiedziałam, odwzajemniając wyszczerz i chętnie skorzystałam z jego pomocy, żeby wrócić na swoje miejsce. Potem wróciłam do swojego poprzedniego zajęcia, czyli do próbowania zrozumienia treści książki, która być może pomogłaby mi na egzaminie. A zamiast tego mamrotałam coś pod nosem i myślami krążyłam wokół rozszerzeń. Te przeklęte rozszerzenia. Zawsze wybierałam to, co lubię albo na oślep. Bo najzwyczajniej w świecie nie wiedziałam, co mi się przyda, przez co moja obecna sytuacja wyglądała, jakbym miała zamiar iść w ślady starszej siostry, ale to tak odrobinę. Czasami moje niezdecydowanie było wkurzające. Nah. Dobra, to bezsensu. Odepchnęłam książkę, na którą bardziej patrzyłam, niżeli ją czytałam.
– To nic nie da, skoro nie mogę się skupić – jęknęłam męczeńsko. Trudno, znowu będę bita za wyniki. Ewentualnie trzeba będzie pomyśleć nad ładnym imieniem dla papugi.
– A egzaminy tuż tuż, co? – Zerknęłam na nieznanego mi z imienia osobnika, ponownie zastanawiając się, gdzie go widziałam wcześniej. – Szkoda, że nauka idzie tak mozolnie. Lepiej będzie opuścić bibliotekę, zanim stanie nam się tu krzywda.
– Jak stąd wyjdę, raczej nie wezmę się za podręczniki – wymamrotałam, powstrzymując się przed walnięciem głową o blat stołu. Chociaż może jakieś notatki Owieczka miała… Trzeba będzie spytać, a w przypadku odpowiedzi twierdzącej błagać o wysłanie ich. Z tabliczką czekolady w ręce. Najlepiej dwiema, mlecznymi tabliczkami, żeby mieć, czym go ubłagać.
Parsknęłam śmiechem, gdy powiedział, że nie zda i zaraz posłałam mu uśmiech mówiący „No to jest nas dwoje”, zaś na pytanie pokręciłam głową, mamrocząc „To nic nie da”. Siedzenie i gapienie się nie pomagało, jedynie zmuszało mnie do przyznania w myślach racji osobom, którym na głos racji bym nie przyznała… Czyli działo się źle. Bardzo źle.
– Chodźmy zrobić coś lepszego! Tylko co?
Poszerzyłam uśmiech i znowu pokręciłam głową, ale tym razem z rozbawienia.
– Możemy się przedstawić. Mam wrażenie, że cię kojarzę, ale ni kija nie wiem, jak się nazywasz, ani skąd kojarzę – powiedziałam i wyciągnęłam dłoń, żeby uścisnąć jego. –Vene Evail, Panie Straszydło – przedstawiłam się z lekka żartobliwym tonem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz