Odetchnąłem głęboko, rozglądając się po korytarzu. Tego dnia zdecydowanie się nie wyspałem, może zawdzięczałem to nocnym podróżom w tę i z powrotem po kampusie wraz z gasnącym papierosem w dłoni. Kto wie. Może i fizycznie wypoczęty nie byłem, ale przynajmniej nie fuczałem na wszystko co się rusza i oddycha. Na razie, bo w końcu i pewnie na mojej dzisiejszej drodze stanie ktoś, kto stwierdzi, że oh jak miło by było, zepsuć komuś przypadkowemu dzień. No cóż, niezbadane są w końcu wyroki boskie. Te cesarza również, który chyba uwielbiał zarzucać biedny samorząd uczniowski tonami papierów. I hej, wszystko byłoby ok... gdyby nie dwójka pewnych panów. A to jednemu wręcz poetycka (i głośna, bardzo głośna) miłość wskoczyła do czarnego łba, a w końcu pieprzeni zakochani nie mogą podpisać kilku papierków. Nawet jego chłopczyk próbował zmusić poważnego pana o nazwisku Davon, żeby zasiadł do biurka na te kilka sekund. Nic z tego, sądząc po jękach. Za to ten drugi, James chyba się zwał, po prostu zniknął. Tak pyk i nagle przestał się pojawiać. Wręcz cudowne, dojrzałe podejście do problemów. Idealnie. Na szczęście wyboru nowej rady zbliżają się wielkimi krokami, a ja bardzo chętnie zawalę tych nowych toną papierów, które ja i Heather, I TYLKO MY, musieliśmy czytać czy poprawiać, zarywając przy tym noce. Choć najważniejsze i tak jest jedno. Dopóki nie zawalam alchemii, a ta idzie mi doskonale, jest dobrze.
Opuściłem głowę, spoglądając na czubki swoich lakierowanych butów. I właśnie wtedy na jednym z nich pojawiła się stópka. Stópka w pantofelku, zdecydowanie stylowym i ładnym. Bucik był beżowy na małym obcasiku. A takie buciki nosi...
– Hej, Heath. – Uśmiechnąłem się do dziewczyny, podnosząc wolno głowę, by na nią spojrzeć. – Co u ciebie? Jak się czujesz? Czyżby szykowały się kolejne papiery do podpisywania? Łuhu – powiedziałem optymistycznie i szybko, co było przeciwieństwem do leniwego podniesienia rąk do góry w ago... euforii. – Uprzedzając, dzisiaj Fred.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz