– W grupie zawsze raźniej, zwłaszcza w znanej – dodała dziewczyna, a ja przytaknęłam. Swoich się w potrzebie nie zostawia, a w przypadku chłopaków wtedy na dobrą sprawę tylko ich miałam. I sobie nie wyobrażałam za bardzo urwania kontaktu, gdy oni poleźli sobie do jakiejś tam szkoły. A że matka wyjątkowo chętnie się zgodziła, to stanęłam z walizkami pod szkołą dzień po chłopakach.
– Długo znasz Dextera i Jamesa? – spytała. – Wybacz, nie jestem za bardzo ciekawska? – Roześmiałam się cicho w odpowiedzi.
– Nie, ostatecznie to ja pierwsza zaczęłam wypytywać o ciebie – powiedziałam z uśmiechem. – Czy ja wiem? Kilka lat będzie spokojnie, z cztery, pięć? – Spróbowałam sobie przypomnieć nasze pierwsze spotkanie, ale wszystko spowijała mgła czasu. Ostatecznie trochę wody od niego upłynęło. – Cóż, na początku to raczej było darcie kotów z psem. Jak się poznaliśmy, byli już w Nervill z dwa, trzy lata. Dostawali piany, bo do ich idealnego fragmentu świata przyjechał obcy osobnik, normalnie jak zwierzęta. Ale że więcej dzieciaków tam nie było, to ostatecznie wylądowaliśmy wszyscy w strefie przyjaźni. – Wzruszyłam ramionami. Mniej, więcej tak to wyglądało, z pominięciem kilku mniej czy bardziej istotnych incydentów, ale to już temat na całkowicie inną rozmowę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz