Cesare przyjrzał się po raz kolejny kotołakowi. Zaczął się zastanawiać, o co chodzi z tymi dziwnymi pytaniami. Przecież nie przypominał roweru, samochodu, autobusu czy innego środka transportu, a chłopak nie wyglądał na naćpanego, upitego czy w szoku kofeinowym. Nie miał rozszerzonych źrenic, tików nerwowych, nie był nadpobudliwy. Wydawał się w dobrym stanie fizycznym i umysłowym.
Cesare przekręcił głowę na bok i poruszył uszami, zastanawiając się, o co w tym chodzi. Nie doszedł do żadnego wniosku, więc tylko pokręcił głową.
– Nie, nie robię – odpowiedział ostrożnie, jakby to była jakaś podpucha. – Ale z tego co wiem, to chyba do miasta jeździ autobus. Ale już jest zamknięta brama, więc dopiero jutro mógłbyś jechać do miasta.
Kyo westchnął ciężko, a Cesare spuścił zakłopotany głowę. Czyżby zrobił z siebie idiotę? Ale przecież mówił prawdę… Chyba, że nie ma autobusu…
– O co chodzi? Coś powiedziałem? – zapytał zmieszany. Jeszcze raz przeanalizował swoje wypowiedzi, ale z jego punktu widzenia wszystko było dobrze. Odpowiadał miło, prawda, może trochę nieśmiało, ale nie potrafił inaczej. Przynajmniej nie był bucem. Może przez przypadek zachował się arogancko i tego nie zauważył?
Na wszelki wypadek Cesare podniósł głowę i posłał kotołakowi serdeczny, może trochę zakłopotany uśmiech. W duchu cieszył się, że nie dostał rumieńców, jak to często się zdarzało, gdy się zmieszał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz