piątek, 21 lipca 2017

Od Vene, CDJocelyn

Mój uśmiech poszerzył się nieznacznie, widząc na twarzy dziewczyny poirytowanie, które zaraz przekształciło się w zdziwienie, gdy usłyszała moje przeprosiny. Cóż, jeżeli spodziewała się, że coś jej wytknę, zażądam przeprosin, zacznę wszczynać awanturę, to musiałam ją rozczarować. Takie drobnostki ani trochę mnie nie obchodziły, poza tym dopiero przybyłam, pierwszy dzień i tym podobne. Wypadałoby zachować się przyzwoicie i uprzejmie na początku, żeby matki nie wzywali albo gorzej… Nie, zdecydowanie podziękuję. Gdy dziewczyna stanęła na nogi, a następnie zaczęła zbierać papiery, które wyleciały mi z rąk podczas zderzenia, po mojej twarzy przemknął cień zaskoczenia, ale zaraz sama poszłam w jej ślady. Nawet jeśli moje dłonie zbierały papierzyska, to mój wzrok prześlizgiwał się po kocich uszach i ogonie dziewczyny. Starałam się robić to jak najbardziej dyskretnie, nienatarczywie, coby rudowłosej nie irytować czy peszyć. Stawiałam na to pierwsze.
— Jestem Jocelyn, i jak zapewne się domyślasz, jestem kotołakiem. — Spojrzeniem wróciłam do twarzy, jak mi się przedstawiła, Jocelyn i zwróciłam uwagę na jej duże, intensywnie zielone oczy. Zaraz, czekaj. Powiedziała mi swoją rasę, choć, jak słusznie zauważyła, była oczywista. Czyli też powinnam. No dobra, Vene, nie bądź niemotą i powiedz to ładnie, bez jąkania się.
— Nazywam się Vene, człowiek. Miło mi — odpowiedziałam, zebrawszy ostatnie kartki i podniosłam się, stojąc na prostych nogach. — Do której klasy właściwie chodzisz?
Może szczęście mi dopisze i akurat wpadłam na kogoś z klasy Księżyca? Cóż, kto wie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis