środa, 21 czerwca 2017

Od Vene, CD James

– Vene, usiądź normalnie i weź przestań stroić fochy na matkę, nie ma jej tutaj. Nie wystarczy ci, że musimy teraz remontować kuchnię? Jak przez ciebie wjadę w drzewo, to módl się, żebyśmy zginęły na miejscu – warknęła Arisa, zerkając na moje odbicie we wstecznym lusterku z niemą groźbą w spojrzeniu.
– Ale to ty znacznie przekraczasz prędkość – odparowałam, zarabiając kolejną dawkę morderczych spojrzeń. Przewróciłam oczami i prychnęłam, ale posłusznie poprawiłam się na siedzeniu, drąc w kolejnym miejscu pogniecioną mapę. Jęknęłam niezadowolona na widok podarcia wzdłuż jednego ze zgięć. Będę musiała przerysowywać.
– Za dwieście metrów skręć w prawo – powiedziałam, naśladując bezemocjonalny, słodki głos pani z systemu nawigacji satelitarnej. Arisa zaczęła kaszleć, niemalże dusząc się z powstrzymywanego śmiechu, aż sama wykrzywiłam usta w uśmiechu. - Proszę się nie śmiać, bo naprawdę rozbijemy się na drzewie – dodałam tym samym głosem, a rudowłosa machnęła niedbale ręką.
– Spokojna, twoja rozczochrana – odpowiedziała i dodała gazu, przez co myślałam, że ją zabiję. Nawet nie. Zabić to mało, powinnam w jakiś bardziej wyrafinowany sposób uprzykrzyć jej w zemście życie. Wbita w swój fotel zacisnęłam dłoń na pasie, modląc się do wszystkich znanych mi bóstw, żeby ta przejażdżka jak najszybciej się skończyła. Może nie skończyła się tak szybko, jakbym sobie życzyła, ale już po paru minutach siostra zatrzymała się z piskiem opon na miejscu, a ja poleciałam do przodu, uderzając głową o fotel przed sobą. Syknęłam z bólu, mordując ją wzrokiem, na co w odpowiedzi wzruszyła ramionami ze złośliwym uśmieszkiem.
– Nigdy z tobą więcej nie jadę.
– Mhmm. Allen prosił o pocztówkę. Nikogo nie zabij, nie zabij siebie i baw się dobrze! – wyrzuciła z siebie dobrze znane mi formułki, machając na pożegnanie, gdy wyciągałam swoja walizkę z bagażnika. Potem zostałam sama i stałam przed tym nieszczęsnym uniwersytetem, przypominając sobie wczorajszą awanturę. Rozpoczęłam odliczanie, biorąc głęboki oddech i zmrużyłam oczy, chowając na oślep mapę do torby. Jeden. Schyliłam się, żeby poprawić sznurówki od kolorowych trampek, tak gdzieś z cztery raz je poprawiałam. Dwadzieścia dwa. Wydłużyłam koszulkę z malowniczym cmentarzem. Dwadzieścia siedem. Rozwiązałam i związałam ponownie włosy w dwa kucyki. Czterdzieści trzy. W końcu chwyciłam za walizkę, wystukując tap kodem wiersz „Już tylko się znamy” i zrobiłam kilka pierwszych kroków, nie przestając stukać palcami o rączkę walizki. Nie mogłam w nieskończoność tego odwlekać.
Zatrzymawszy się na chwilę, przekrzywiłam głowę na widok samotnego chłopaka, który był pogrążony wśród swoich myśli [chyba dość niemiłych myśli], po czym podeszłam do niego z pół uśmiechem, wystukując ostatni wers.
– Dzień dobry – przywitałam się, wyrywając go z zamyślenia i stanęłam przed nim. – A może nie dobry?
Eww, to nie pierwsza szkoła, Vene, ale może tym razem się uda. Może.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis