środa, 21 czerwca 2017

Od Reski, CD Heathter

Nie spodziewałem się czegoś wielkiego, w końcu wychodzę z założenia, że każde miasto jest do siebie podobne. Jedno ma bogatszą historię, więc i piękniejsze budynki z przeszłości, kolejne dopiero się buduje i przeważają w nim cuda techniki. Osobiście bardziej przepadam za wsiami, większa swoboda. Odpłynąłem. Wystarczyła dosłownie chwila, a moja towarzyszka zapytała, czy coś się stało. Zaskoczony pytaniem o samopoczucie, zatrzymałem się i musiałem troszku poświęcić, żeby zorientować się, o co właściwie chodzi. Troszkę zawstydzony zacząłem nerwowo kręcić głową, "to nic takiego" powtarzałem.
– Tylko się zamyśliłem.
Dała mi znać, że zrozumiała i poprowadziła dalej. Zgubiłem to, kiedy przenieśliśmy się w inne miejsce. Trudno, może nie było to coś bardzo ważnego. Chociaż blondynka nie wyglądała na osobę, która tak bardzo przywiązuje uwagę do wszystkiego, co ją otacza i woli mówić o tym, co ważne, co istotne. Zastanawiałem się, gdzie teraz się wybierzemy, jednak zanim zdążyłem spytać, dziewczyna mnie wyprzedziła:
– Rynek, idziemy właśnie tam.
Czyli to, o co się zahacza na większości wycieczek do dużych miast "z przeszłością". Powolnym krokiem zbliżaliśmy się do celu, a w międzyczasie mówiła mi o nim co nieco. Mam się nie spodziewać jakichś rewelacji, bo to zwykły rynek ze straganami. Zdarza się, że przyjeżdżają kupcy z różnych zakątków świata, ale to raczej ci miejscowi królują w rankingach sprzedaży. "Jesteśmy na miejscu", oznajmiła. Pokiwałem głową i zacząłem się rozglądać wokół. Duży plac otoczony budynkami, niektóre wyglądały jak obiekty przypominające muzea, inne przerobione w lokale proponujące niejednolite dania. Miasto było oblegane przez studencików, przez różnorodnych studencików z innych środowisk, więc ciekaw jestem, jak prezentowały się ceny i nastawienie tutejszych pracowników. Heather skończyła mówić i stanęła przede mną. Posłała delikatny uśmiech i zaczęła:
– Myślę, że skończyliśmy. Co ci się podobało najbardziej?
– Tak naprawdę... – Zacząłem się śmiać, drapiąc po głowie. – Nie słuchałem przez połowę drogi i niewiele zdążyłem zapamiętać. Wybacz.
– Jak tak można? – Skrzyżowała ręce na piersi. – Oprowadzam cię z dobrej woli, a ty nawet nie słuchałeś?
– Jeszcze raz proszę o wybaczenie.
– To pewnie przez to twoje zamyślenie, co? Czego dotyczyło?
– Nieważne, gdybym mógł ci zająć jeszcze odrobinę więcej czasu, może pokazałabyś mi miejsca, które lubisz?
– No nie wiem, czy jest w tym sens, skoro i tak olejesz to, co mam ci do powiedzenia. – Zaśmiała się pod nosem, obracając się i stawiając kolejne kroki do przodu. – Może jak mi powiesz, nad czym tak myślałeś, skoro było to ważniejsze od twojej wycieczki.
– Wieś jest taka spokojna. Sąsiedzi są blisko, ale nie za blisko. Wszyscy się praktycznie znają, a jak nie, to przynajmniej kojarzą ze słuchu, więc wiadomo, gdzie, do kogo uderzyć w danej sprawie. Własne podwórko, domowy ogródek. Tyle pamiętam, kiedy byłem na noclegu z kolegami u ich dziadków. W mojej wsi, w której się urodziłem, w powietrzu wisiały pyły z pobliskich kopalni i zapachy z hut, ale dało się normalnie żyć, a to się liczy. – Uśmiechnąłem się do niej. – A ty? Wolisz wsie czy miasta?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis