– Pel! – krzyknął głos za mną, a całe moje mięśnie momentalnie się spięły. Nieco zdezorientowany odwróciłem się, by stanąć twarzą w twarz z rudotwarzą. Owa dziewczyna zmierzyła mnie wzrokiem, a zaraz całe jej lico zamieniło się w dorodnego buraka. O bogowie, ona chyba nie... Buah! Serioo? RILI? Jestem wyższy, męski, nie pachnę rumiankiem, i przede wszystkim, JESTEM MĘSKI. Bezczelna gadzina, grr. Ta zniewaga krwi wymaga!
– Wybacz, musiałaś pomylić mnie z moją bliźniaczką. – Posłałem jej delikatny uśmiech, starając się mówić równomiernym, pełnym życzliwości tonem. Chcąc nie chcąc, trzeba dziewkę równie delikatnym tonem wypytać o niezbyt miłe rzeczy. Walić, że moja strzelba nie przyszła, walić, że mam tylko gołe ręce. Tymi to gołymi rękoma uduszę paskudę, macie moje słowo. – To się często zdarza... A właściwie zdarzało, do pierwszego roku życia.
Oj Marv, Marv... Zły z ciebie człowiek, Marv. No kocham cię no, pysku. Zanim już jednak całkowicie odleciałem do siebie, zignorowałem kolesia który z dupy zaczął mi nawijać o przynętach na wędkowaniu, biorąc szanowną panią za ramię nim zdążyła zaprotestować i zaciągając zaraz do najbliższego stolika z tym samym cud miód uśmiechem, z którym ją wykastruję. Zerowe szanse ucieczki.
– Mogę spytać, skąd znasz Pel? Jaki masz rozmiar buta? Lubisz sosy? Zmieścisz się w dziecięcej trumnie? Na większą mnie nie stać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz