– Wrzosy to jest to, ale chyba wolę fiołki. – Nabrał łyżeczkę lodów. – Mają dość słodki zapach i ładnie fioletowy kolor, poza tym łatwo je rozpoznać.
Przytaknęłam z rozbawieniem, myśląc, że w sumie byliśmy praktycznie zgoni. A zwłaszcza w kwestii kolorów, fiolet rządził. Gdybym mogła pokój samorządu już dawno zmieniłby barwę, ale w praktyce Dexter prychał na wszystko co nie byłoby odcieniami granatu, a James marudził, że barwa, od której mógłby pochodzić różowy nie jest godna goszczenia na naszych ścianach. Przyglądałam się ciekawie, jak Reska próbował podpatrzeć treść "Tomiku dla nieznajomej". Nie należało to do złej literatury, raczej tej bardzo pogmatwanej i niezbyt logicznej. Elfy miały w zwyczaju skupiać się wyłącznie na dwóch tematach: nieszczęśliwej miłości albo powrotu do utraconej ojczyzny. Drugiego w planach nie mieli, nie mogli mieć, zważywszy, że proces hodowlany elfów rozpoczął się wiele wieków temu. Wątpliwe, że zachowały się z tego okresu dokładne dane na temat położenia świata, z którego zostali zabrani. W takim wypadku uwzięli się na pierwszy motyw, co nie skończyło się dobrze dla biednych, umęczonych studentów. Wystarczy wspomnieć, że autor poświęcił zbiór pięćdziesięciu wierszy jakiejś ikarzynie, którą zobaczył raz kiedyś. Spędził sześćdziesiąt lat życia, tworząc poezję o swoim uwielbieniu, zamiast ruszyć tyłek i spróbować ją odszukać. Dało się jednak czytać, a to najważniejsze.
– Podoba ci się? – zapytał.
– Cóż... Czytało się lepsze, ale nie jest aż taka zła.
Mruknął coś niezadowolony pod nosem, co rozbawiło mnie tylko jeszcze bardziej. Nie wiedziałam, że kiedykolwiek zawtóruję Dexterowi, ale Reska wydawał się naprawdę interesujący. Dokończyliśmy swoje porcje w ciszy, ciesząc się chwilą. O, zdecydowanie potrzebowałam wyleźć ze szkoły, z papierzysk i z ogarniania wszystkiego.
– Heather? Lubisz sport? Moglibyśmy kiedyś razem zagrać. Nie poskąpili ci wzrostu, więc zdecydowanie lepiej by się z tobą grało w koszykówkę czy może siatkówkę. Wiesz, granie z kimś, kto ledwo odrósł od ziemi jest zabawne tylko wtedy, kiedy za bardzo nie chce się grać. Wróć! Najpierw to my się musimy umówić na to oprowadzanie! To jak? Zostajemy przy jutrze?
– Pewnie. – Kiwnęłam głową. – Jutro brzmi dobrze, godzinę po lekcjach, znowu przed szkołą? A co do gry, bardzo chętnie, uwielbiam.
Wróciliśmy do kampusu, pożegnaliśmy się, a ja z radością zakopałam się w papierach. Byłam najedzona, zainteresowana, miło spędziłam czas i w dodatku zapowiadało się na powtórkę, najlepszy dzień od jakiegoś czasu. Rozluźniłam mięśnie, przeciągnęłam się i wróciłam do czytania tomiku w spokoju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz