niedziela, 18 czerwca 2017

Od Marvilla, CD Cesare

No nie wierzę, fortuna mi sprzyja! Zgodził się, połowa sukcesu. Chociaż jeszcze nie wie biedaczyna na co... Ale to już nie meine problem. Uśmiechnąłem się na tą myśl, wolnym krokiem zmierzając do wyjścia budynku. Cichy stukot par kopyt zasygnalizował mi, że jelonek grzecznie zamotał się w przygotowane sidła. 
Polowanie. Zabójstwo, które zabójstwem trudno nazwać. Jednocześnie dozwolone i potępiane, piękne i krwawe. Powiedzże mi, Marvillu, czymże jest śmierć? Jak to jest wcielić się w rolę Mrocznego Żniwiarza, zadającego ostateczny cios? 
Mi trudno samemu w to uwierzyć... Ale nie pamiętam, bym kogoś kiedykolwiek zabił. Torturował? Oczywiście. Szykanował? Pewnie. Straszył? Codziennie. Znęcał się psychicznie? Nie raz, nie dwa razy. Ale żebym kogoś zabił? Nigdy. Czy to nie dziwne...? A przecież byłbym do tego zdolny, ba! Więc jak to z tym jest? Może właśnie przez to niczego nowego nie mogę wymyślić? Bo stoję w miejscu, umysłem i duszą, a myśli moje krążą ciągle wokół tego samego punktu zaczepnego? Jak Ziemia przez miliardy lat krążyła wokół tego samego Słońca, tak i ja jak ślepiec krążę  wokół tej samej gwiazdy. I broń boże, nie śmiem urągać Jaśminowi! To moja gwiazda, która pozostanie moją na wieki. Co nie oznacza, że od czasu do czasu nie podniosę wzroku wbitego w ziemię na nieboskłon, by podziwiać całą gametę migoczących i inspirujących gwiazd. Bo chociaż i tak słońce jest od nich piękniejsze i bliższe, nadal warto zwracać uwagę na piękno mniejsze i dalsze.
Mijając jadalnię zaraz przypomniałem sobie, że mimo wszystko trochu powinienem objaśnić jeleniołakowi. I mówiąc trochę, jestem bardzo słowny. No naprawdę, przecież nie powiem mu o moich prawdziwych zamiarach, jeszcze nie chcę wylądować w więzieniu! Spokojnie, łeb na karku. Mój urok jest niezawodny, więc nie wydaje mi się, by cokolwiek podejrzewał. Nie zamierzam również już teraz, w tym momencie gonić go ze strzelbą, broń boże! Choćby z tego prostego powodu, że nie mam strzelby. Ani stroju moro. Chyba jednak będę musiał sporo odłożyć z kieszonkowego, naaaah! Albo po prostu napisać do odpowiedniego człowieka i upiec mu szarlotkę. Wybieram to drugie. 
– Więc, jelonku... – zacząłem ostrożnie miłym i proszącym tonem. Niech biedaczyna nadal myśli, że to kwestia jego wyboru. – Jestem artystą. Artystą najwyższych lotów, ba! A dokładniej poetą. Przebywałem w bibliotece w tym właśnie celu, by znaleźć inspirację... Niestety, od kilku dni cierpię na blokadę wenową. Nie wiem co napisać! – Spuściłem głowę, kręcąc nią z nieukrywanym smutkiem. – widzisz... Czułem się naprawdę beznadziejnie. Ale wtedy, kiedy cię zobaczyłem, olśniło mnie od razu! Potrzebuję natchnienia. Dokładniej, ciebie. – Przystanąłem w końcu przed wyjściem ze szkoły, odwracając się w stronę jelonka i przybierając niemal błagający wyraz twarzy. Kamień by się skruszył! - Nie wymagam wiele... Po prostu od czasu do czasu pobaw się ze mną. Jestem pewien, że zabawa z równie kochanym i delikatnym stworzeniem zaraz natchnęłaby me trzewia i przywróciła potok weny na właściwy tor ku mnie. Tak poza tym, nazywam się Marvill. A ty?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis