– Chyba nie myślisz, że zostawię cię z tyloma papierami. – Odetchnęłam z ulgą. Z jednej strony przetrzymywanie jej tutaj w tych nieludzkich warunkach było czystym barbarzyństwem, dziewczyna bardziej przypominała nieodkryty jeszcze gatunek kwiatu, zaginiony inny odcień stokrotki, a cztery ściany powinny stanowić dla niej osobiste, prywatne więzienie. A jednak zdecydowała się tutaj wytrwać, usiąść i pomóc. Wyprostowałam się od razu, czując przypływ energii. Trzeba uwinąć się szybko i ją wypuścić.
– To, które to regulaminy? – spytała, ściągając szalik z ramion. W końcu, co prawda im dłużej czasu spędzało się w jej towarzystwie, tym mniej zwracało się na niego uwagę, ale jednak miał coś w sobie, jakąś niewidzialną siłę przyciągania. Strzeliłam, że najprawdopodobniej był magiczny, ale co w tym świecie nie jest magiczne? Podałam jej z szerokim uśmiechem dokumenty, postanawiając, że trzeba będzie postawić dziewczynie lody. I to bardzo duże. Na koszt Jamesa.
– Mam się spodziewać niedługo pogrzebu?
– Nawet dwóch, morduję ich ustawicznie od jakiegoś czasu, kawałek po kawałku. Może do przyszłego semestru skończę i zmienię hobby na ciosanie dla nich trumien – westchnęłam, zabierając się z powrotem do roboty.
– Jak ci się podoba nasza szkoła? – spytałam. – Nikt wam nie dokucza, pokój jest spoko, nauczyciele nie męczą? Jak poszły wam egzaminy? – nawijałam melodyjnie jak katarynka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz