– Nie bierz mięsa, nikt nie wie co w nim jest – poradziłem dziewczynie, dalej grzebiąc widelcem w swoim talerzu, dziwnie nie mając ochoty na jedzenie.
– Że co? Nie dają tu jadalnego mięsa? Przecież jestem po części kotem. Muszę jeść mięso. – prychnęła, jakby było to oczywiste.
Podniosłem brew. Choć doskonale wiedziałem, że zwierzołaki miały dużo cech zwierząt, to nie myślałem, że nie potrafią przetrwać bez mięsa. No cóż.
– Wydawało m się, że mięsa jeść nie musisz. – Spojrzałem na talerz i odsunąłem go od siebie, wiedząc, że jedzenia już dziś nie tknę, a osoby z samorządu się nie pojawią.
Uważnie obserwowałem dziewczynę, która właśnie próbowała wybrać coś jadalnego. Trzeba było przyznać, że nawet gdyby nie miała ogona lub pary kocich uszu, bez problemu można by rozpoznać, że jest zwierzołakiem. Jej ruch był czysto koci, sposób w jaki stawiała stopy na ziemi, czy ruszała rękoma, chodząc.
W końcu usiadła przede mną z tacą i jedzeniem. Pokiwałem głową z uznaniem, zauważając, dziewczę z głodu umrzeć nie powinno.
– Niezły wybór – mruknąłem. – To da się zjeść.
Popijając wodą, dodałem w myślach. Minęła chwila, pogadaliśmy o tegorocznym jadłospisie…
– Kiedy ktoś dołączy do mojego pokoju? – zapytała nagle.
Wzruszyłem ramionami, nie wiedząc, co powiedzieć. W końcu niezbadane są wyroki dyrektora.
– A co? Masz ochotę kogoś jeszcze pognębić? – mruknąłem uszczypliwie z uśmieszkiem na twarzy.
– Może to twój urok osobisty wywołuje we mnie sukę? – prychnęła, obracając głowę w bok.
Ohoho, dziewczynka zaczęła używać niegrzecznych słów. Podniosłem szklankę wody dziewczyny i spojrzałem się na nią, uśmiechając się chytrze.
– Szczerze wątpię, nie można się uprzedzać do ludzi tak z marszu.
Wziąłem łyk, a następnie odstawiłem szklankę na swoje miejsce, a dziewczyna zmarszczyła brwi.
– Uznajmy, że masz racje co do mojego uprzedzania. Ale to nie znaczy, że nie mogę się z kimś zakolegować. Mogę się postarać bardziej. – Uśmiechnęła się. Sztucznie. Bardzo sztucznie. – To może zacznę od spytania o twoje imię? A więc, jak się nazywasz?
– Dzisiaj Dominique – odpowiedziałem, odchylając się i zakładając nogę na nogę. – Jutro pewnie Frederic, a pojutrze Aubert. No.
Zmarszczyła czoło i ściągnęła brwi, najpewniej nie rozumiejąc, co przed chwilą powiedziałem.
– Co prawda ja już wiem, jak się nazywasz, ale z czystej grzeczności i dobrego wychowania… – Podkreśliłem dogryźliwie dwa ostatnie słowa, – Jak się Pani nazywa i co Panią sprowadziło do tej jakże cudownej akademii?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz