Czas upływał nieubłaganie, w myślach słyszałem wręcz irytujące tykanie zegara, który odliczał kolejne uciekające sekundy. Pięć, dwadzieścia, pół minuty uporczywego stukania moim palcem o okulary, a jego szokiem. Paniką. Atakiem. Kto wie, jak powinno się to nazwać. Siedział jak zaczarowany, pochyliwszy głowę na tyle, żebym nie był w stanie odczytać czegokolwiek z jego oczu. Mądry wybór, szybkość reakcji w normie, nawet pomimo widocznych wahań stanu emocjonalnego. Pytanie ile to jest warte. Nie czułem dla niego litości - wywodziłaby się z pogardy, a już udowodnił, że potrafi podjąć grę. Po prostu najwyraźniej dopiero teraz zdał sobie sprawę, że przegrał. Miałem natomiast wielkie nadzieje, że nasza mała gra nie pozostawi go złamanego. Jego obecna postać całkowicie mi odpowiadała - zaczepna. Ciekawa świata i cudzych tajemnic. Niecierpliwa. Oczekująca odpowiedzi. Przypominająca trochę dzikiego kota, którego właśnie złapano w klatkę i wystawiono w zoo. Interesująca. Naprawdę interesująca.
– Nie dotykaj szkieł palcami. Ubrudzisz je. – Przeciągał, ale jeżeli tego potrzebował do pozbierania się w sobie, byłem bardziej niż skłonny, żeby mu to grać. Manipulowanie ludźmi było proste i w większości zwyczajnie nudne. Potrzebowałem zarówno odnudzacza, jak i osobę, która będzie w stanie podjąć wyzwanie i wygrać. Może nie teraz, może jeszcze nie przez długi czas, ale w końcu sam zacznie zarzucać własne sieci. I miałem pewność, że któregoś dnia w jakąś sam dam się złapać. Podniósł na mnie ten swój zlękniony, roztrzęsiony wzrok, pozwalając mi się pławić w drobnym zwycięstwie. Poczułem ukłucie poczucia winy, widząc jak bardzo przypomina w tym momencie Margot. Cały się trząsł, nawet rąk nie był w stanie utrzymać swobodnie, mimo próby ukazania rozluźnionej postawy.
– Gdy byłem młodszy, prowadzono pewne eksperymenty. – Zakląłem w myślach, dostrzegając kolejne podobieństwa. Za szybko zareagowałem, za łatwo dałem się naprowadzić, ale gra z nim była naprawdę przyjemna. Cholera by to. Myśl Dexter, uspokój go jakoś, zanim kompletnie zniszczysz jedyny interesujący obiekt, jaki pojawił się przez ostatnie kilka dni.
– Na mnie – dodał po chwili, całkowicie niepotrzebnie, ale jeżeli to go w jakiś sposób rozluźniało, droga wolna. – Nie wiem dlaczego, nie pamiętam. Czy były legalne? Tego też nie wiem, po sposobie ich prowadzenia podejrzewam, że nie. Oni… bawili się moją głową. Bawili się umysłem bezbronnego dziecka. – Oh. OH. – Nie pamiętam wszystkiego. Czasami, najczęściej nocami pojawiają się kolejne wspomnienia. A czasami znikają. Podejrzewam, że na końcu chcieli usunąć to z mojej głowy. Wymazać, wykasować. Oddać rodzicom dziecko w nienaruszonym stanie, jakby nic nigdy się nie stało. No cóż, nie udało im się, gdzieś musi być luka.
Eksperymenty na dzieciach tam, skąd pochodzę nie były rzeczą powszechnie znaną opinii publicznej, ale zdarzały się. Dla wielu esperów była to jedyna szansa na osiągnięcie właściwego poziomu samokontroli, ale doskonale zdawałem sobie sprawę, że dla jeszcze większej liczby był to ostatni gwóźdź do trumny. Przeszklonej klatki, odpowiednio zamkniętej i przystosowanej do przechowywania ciał w dobrym stanie na wypadek zaistnienia potrzeby ich ponownego wykorzystania. Kurwa. Zdarzało mi się w trakcie gier posunąć za daleko, ale tym razem szczerze zaczynałem tego żałować. Pora się ruszyć. Wymyślić plan. Uspokoić go jakoś, zanim zejdzie mi tu na jakiś atak paniki, w który ponownie zaczynał wpadać.
– Po prostu… W pewnym momencie jest przerwa. Jakby nigdy nic nie było, jakbym magicznie przeszedł z wieku dwunastu lat do czternastu. Tylko urywki, które pojawiają się tak szybko, jak znikają. Pamiętam wszystko, co było wcześniej, praktycznie całe dzieciństwo i wszystko, co nastąpiło potem. Ale tych eksperymentów? Nie. A kto mi to zrobił? – Wzruszył ramionami. – "Mili i mądrzy panowie w białych fartuchach".
Zaczął się trząść. Próbował złapać haust powietrza, ale wyglądał jak ryba wyjęta z wody, która zapomniała, w którą stronę z powrotem do morza. Mogłem wręcz usłyszeć przerażającą ciszę w jego umyśle, która stopniowo wypalała każdy kolejny fragment. Niedobrze, znowu miał atak paniki, w jego oczach zaczęło być widoczne przerażenie, gdy uświadomił sobie, że się dusi.
Dlatego zrobiłem jedyną rzecz, która przyszła mi na myśl. Złapałem go za rękę, podrywając go nieco do góry i utrzymałem przez kilka sekund nasze oczy na jednej wysokości, zanim zagłębiłem się w jego umysł. Zacząłem sprzątać. Porządkować. Rozkładać na czynniki pierwsze kupkę niezrozumiałych emocji, leżącą po środku pustego pokoju z kilkoma setkami na raz otwartych drzwi. Niedobrze, szlag by to trafił. Ignorując jego ciche kwilenie z bólu i zaskoczenia, kontynuowałem próbę uporządkowania jego umysłu. Starałem się nie przyglądać wspomnieniom oraz ignorować znaczenie emocji, jedynie zająłem się wprowadzaniem zmian w miejscach, gdzie się znajdowały. A na końcu delikatnie ukazałem własne emocje, starając się być szczerym. Troska. Poczucie odpowiedzialności. Chęć pomocy. Bezradność. I wycofałem się z powrotem do rzeczywistości, oczekując przynajmniej porządnego strzelenia w mordę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz