Zmęczony zacząłem już prawie przysypiać, wyobrażając sobie co się ze mną stanie, gdy Heather skończy swoją moralizatorską próbę odwetu. Zastanowiłem się czy zaczęłaby od wyrywania flaków, czy najpierw poprosiła by Jamesa o drobne przypalenie niektórych moich kończyn. Znając go, nie miałem wątpliwości, że z radością zgodziłby się i dodatkowo wybrałby najbardziej delikatne części ciała. Co jednocześnie skłoniło mnie do wyciągnięcia wniosku, że jak tak dalej pójdzie, to długo i w spokoju tutaj nie pożyję. Sekundy upływały, potem minuty, aż w końcu kwadrans. Łazienka powoli zaczęła stawać się zaparowana, a każda z kafelek coraz bardziej śliska. To nie wróży niczego dobrego, a wolałem pozostać przynajmniej w pierwszym semestrze w stanie nienaruszonym.
– Ekhem – zaczął mówić, wyglądając jak zbity i zagubiony w obcym miejscu, pełnym cudzych zapachów psiak. – Zostawiłem ręcznik w pokoju. No i... No i go nie mam. No – mruknął. Marudnie. Bardzo marudnie albo tylko mi się wydawało.
– Zaraz wrócę – wymamrotałem przez zęby, wracając do pokoju po wspomniany kawałek materiału. Kilka minut później już wracałam, mając nadzieję, że w tym czasie smarkacz nie rozwalił sobie głowy. Nadzieje może złudne, ale zawsze warto jednak jakieś mieć. Przez moment wpadło mi na myśl zapukać do łazienki, a z drugiej strony byłoby to całkowicie bezsensowny. Otrząsnąłem się, wchodząc i głośno informując, że znalazłem zgubę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz