— Zauroczeni ludzie są zabawni — parsknął głośno, zdecydowanie za głośno, na tyle, abym zmarszczył czoło i skrzywił się, dosyć znacznie, bo wcale nie byłem zauroczony w Oakleyu. Po prostu go lubiłem, on mnie lubił, albo i nie, dostarczaliśmy sobie jakieś pierwiastki uczuć, a raczej odczuć i reakcji, których nigdy nie dostawaliśmy od innych osób. Tyle, nic więcej. — Był brudny, był zaniedbany. — Prychnąłem w odpowiedzi, bo może i tego nie widziałem. Lub nie chciałem widzieć. — Był zmęczony i stargany, a i tak wszystkim wydawało się, że jest najśmielszym i najżywotniejszym facetem na uczelni. Ludzie są głupi, naiwni, niewarci i przede wszystkim ślepi. Albo cholernie zapatrzeni w siebie — mruknął, przy okazji zajmując się butelkami z piwem, a ja to wszystko chyba po prostu wolałem zostawić to wszystko bez komentarza. Chłopak podał mi otwartą już butelkę, a ja skinąłem głową w podziękowaniu i posłałem mu słaby uśmiech. — Zdrówko, panie złamane serduszko.
— Zdrówko, wujku dobra rado — odparsknąłem, szybko biorąc jednego łyka alkoholu, bo w sumie to czym prędzej chciałem o tym wszystkim zapomnieć.
I w sumie to to piwo wcale nie było takie złe, ba, nawet było całkiem dobre.
Podniosłem wzrok na Zbycha, podnosząc butelkę do góry.
— Nie rozumiem wszystkich ludzi, którzy uważają, że masz zły gust. To po prostu oni się mylą — oświadczyłem, a następnie pospiesznie wziąłem kolejnego, ciut większego łyka. Byleby choć trochę się rozluźnić. — A ty czym ciekawym się ze mną podzielisz, co?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz