wtorek, 19 czerwca 2018

Już skończyliście? [11]

Ciało było ciężkie, ciało drgało, ciało miało naprawdę niespokojny oddech. Ciało od zawsze było ciężkie, ciało od zawsze drgało, ciało od zawsze miało naprawdę niespokojny oddech. Ciało od zawsze było więzieniem dla tego lekkoducha, od zawsze stanowiło swego rodzaju barierę przed światem, którego przez to ciało nie mógł zwojować.
Miarowe głaskanie głowy Oakleya, cicho prychając, gdy ten ledwo co się uśmiechał, było już chyba czymś utartym w naszych codziennych rytuałach. Co prawda, nie zawsze był spizgany, chyba tylko to poróżniało całą sytuację od przeciętnego dnia w tym małym pokoju wymiary trzy na dwa.
Nie spoglądałam już nawet na Kumara, wiedziałam, że marszczy brwi i się w nim gotuje, bo sam brał, ale gdy ktoś inny tykał jakiekolwiek świństwo, dostawał prawdziwej korby, świra, jakiegoś nieokiełznanego ataku agresji i może paniki.
— Co bierze? — spytał w pewnym momencie Walsh. Wzruszyłam ramionami w odpowiedzi, kładąc kciuk pod łukiem brwiowym mężczyzny.
— Prawdopodobnie większość z tych znanych na rynku — odpowiedziałam, wzdychając cicho, już któryś raz. — Dzisiaj pewnie kokainę albo coś kokainopodobnego — mruknęłam i odsunęłam powoli powiekę, otworzyłam oko chłopaka, zerknęłam na uciekającą tęczówkę i skinęłam głową. — Zdecydowanie to.
Wytarłam palce w jego koszulkę i poklepałam delikatnie po brzuchu.
— Nie spał dzisiaj tutaj, prawda?
Nie potrzebowałam odpowiedzi.
Wiedziałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis