poniedziałek, 13 listopada 2017

Herbata, listy i zielony kot [8]

Oddychaj.
Wzięłam głęboki wdech i zamknęłam oczy, czując, że jeszcze trochę, a naprawdę się rozpłaczę. Była to ostatnia rzecz, jakiej chciałam. W moim gardle utknęła ogromna gula, której nie umiałam przełknąć. W uszach nadal mi dźwięczało, a powietrze powoli robiło się słodkie [chociaż to pewnie moja imaginacja]. Dotyk Aureliona sprowadził mnie na ziemię i jakoś oddychało się lżej. O wiele lżej.
— Zobaczysz, Jaśminku, zobaczysz. Przecież, nawet jeśli już nie będę się tu uczył, to nie zerwiemy kontaktu. — Zacisnął palce na moich dłoniach, ale w bardziej delikatny i pokrzepiający sposób. Odwzajemniłam uścisk. — Pelciu, spójrz na mnie. — Otworzyłam powoli oczy, jednak nie uniosłam ich od razu. Dopiero gdy mogłam oddychać, zerknęłam na niego niepewnie przez białe kosmyki i podniosłam głowę. — Nic nawet nie jest pewne, po prostu... muszę zrobić w tym roku dużo rzeczy. Naprawdę dużo rzeczy.
Nieznacznie uniosłam kąciki ust, nieporadnie odwzajemniając uśmiech Hortensji.
— Jeśli... Jeśli będziesz potrzebował pomocy albo stanie się coś złego, powiesz mi? — spytałam załamującym się głosem, za który przeklęłam siebie w duchu. Nie chciałam brzmieć tak słabo ani okazywać, jak mocno uderzyło mnie to wszystko.
Splotłam moje palce z jego palcami, po czym podniosłam nasze ręce, żeby przyłożyć wierzch dłoni Aureliona do swoich policzków. Byleby się pozbyć tego wrażenia, że zaraz się rozpłynie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis