Jest 02:33, a ja nie mogę spać. Postanowiłam, że wyjdę się przewietrzyć. Może głupawy pomysł, ale innego nie było. Oczywiście dziewczyny z pokoju dawno spały, dlatego musiałam wymknąć się cichaczem z pokoju, żeby przypadkiem nie zbudziło ich skrzypienie drzwi. Odgłos skrzypienia łóżek i przewracania się z boku na boku jeszcze bardziej sprawiały, że nie mogłam spać.
Przymknęłam powieki i zaczęłam kołysać się na stopach do przodu i tyłu, żeby choć trochę się uspokoić. Po chwili dołączyło do tego ciche nucenie. Nic się nie stanie. Trwałam tak w całkowitym bezruchu przez parę dobrych minut, podśpiewując co i rusz jedną, potem drugą spokojną piosenkę.
Pewnie mogłabym tak spędzić parę ładnych godzin, gdyby nie odgłos kroków, który odbijał się echem od drzew, a potem cichutki, ledwo słyszalny szelest liści. Mój śpiew momentalnie ucichł, a na moje ręce wstąpiła gęsia skórka.
Kto o tej godzinie szlaja się po dworze?
— K-kto t-tam? — Nie umiałam powstrzymać drżenia głosu. Mój strach osiągnął zdecydowanie najwyższy poziom. Chwilę jeszcze panuje cisza, słychać tylko szum wiatru i dopiero, gdy na ziemię spada łza uświadamiam sobie, że płaczę.
Jak mnie złapią to mam przewalone u dyrektora. Albo od nauczycieli, cholera wie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz