piątek, 1 grudnia 2017

Cukier światłością narodu [0]

W całej szkole zabrakło cukru.
Przysięgam, przetrząsnąłem wszystkie cukierniczki, odbyłem poważną naradę wojenną z Vinem, który razem ze mną wyruszył na poszukiwanie zjadliwego posiłku prosto w paszczę lwa, zwaną również kuchnią główną i stołówkową. I to wszystko byłoby okey, gdyby nie jeden, wyjątkowy szczegół. Nie było w chłodni ciasta. Brakowało nawet posłodzonych dżemów. O cukrze pudrze mogliśmy tylko pomarzyć. I to z jakiego powodu? Kolejna wojna atomowa? Nowy kryzys na skalę międzyświatową? Nieznani obcy, jak ci z Oblivium, pragną podbić nasz naród?
Mińsk zdecydował o diecie. Mówiąc "zdecydował", mam na myśli obwieścił wszystkim uczniom, że jak tak dalej będzie, to go oskarżą o produkcję masowych kul armatnich, że niby zaczynamy się nazbyt mocno zaokrąglać i jak tak dalej pójdzie, to nami w kręgle będzie można grać.
Niezbyt miłe i po cichu wiedziałem, że zwyczajnie sam na dietę dziwną jakąś przeszedł i w rezultacie reszta z nas musiała cierpieć podobnie, żeby go nic przypadkiem w (kiepskim, co pokazuje desperację całej sytuacji) stołówkowym żarciu nie skusiło. 
Tak więc pojawił się zakaz cukru. I słodyczy. I chipsów. I ciast. I wszystkiego, co dobre, a zamiast tego zaczęto nas truć zdrową żywnością, przez którą fragmenty marchewki i brokułów zaczynały mi powoli działać na nerwy. 
Opadliśmy razem z Vinem na kuchenne taborety, kryjąc twarz w dłoniach. I jeżeli nawet wampirzy prawie-wegetarianin stwierdza, że nie ma nic dobrego do ukradnięcia ze stołówki, to coś było chyba naprawdę nie tak. Wampir siedział, kuląc się i mamrocząc coś pod nosem, że karty tarota go okłamały.
I wtedy otworzyły się drzwi do piekła, bo ktoś wkradł się do kuchni. I trzymał w dłoniach ciasto. Błagalne spojrzenia słać czas zacząć. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis