Drzwi się otworzyły, a w nich stanął pewien blondwłosy chłopak, do którego właśnie miałam przybiec.
— Coś się stało, gdzie się pali? — zapytał i zmrużył oczy, pochylając się lekko w moją stronę.
Po kilku chwilach, które potrzebne były mi do opanowania oddechu, zadarłam dosyć charakterystycznie i dumnie nos do góry, wślizgując się do pokoju.
– Mój kochany i nadopiekuńczy brat nie wytrzymał i zbił Kyozuo, najpewniej złamał mu nos – odpowiedziałam, wzruszając ramionami. – Weszła Heather i rozgoniła towarzystwo, mnie do ciebie, Fomę do Mińska, a kot poszedł z nią do pielęgniarza – mruknęłam, po czym usiadłam na łóżku. Sądząc po ewidentnie przygładzonej pościeli i uporządkowanych poduszkach, która sugerowała dłuższe nieużywanie, łóżku Dextera. Lub Heather. Tak, Heather.
Blondyn podszedł do mnie, dłonie chowając w kieszeniach swoich spodni. Zmrużyłam oczy i chwyciłam za jego rękę, powoli wyciągając ją w swoim kierunku. Prychnęłam, a następnie poprawiłam odstający pasek, chowając go w szlufkę.
– Przewodniczący powinien trochę bardziej dbać o swój wizerunek jeżeli chodzi o szczegóły – oświadczyłam, po czym runęłam plecami na materac. Wygodny. – Zwłaszcza, jeżeli oblegany jest przez wszelkie dziewczęta ze wszystkich klas. Powinieneś się ogolić, w tym zaroście ci nie do twarzy. Niby go masz, a niby go nie masz – dodałam po chwili. – Tak w ogóle, nie za ciepło ci w tych rękawiczkach? Ja wiem, do upałów jeszcze trochę, no ale...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz