sobota, 28 października 2017

Od Renee, CD Wandy

Uważnie wysłuchiwałam kwestii Wandy, ciekawostek, które opowiadała. Porównywania Hopecrafta do instrumentu z dość delikatnymi strunami, opowiadania o chmarze ślepych nastolatek. Panna Przewalska udowodniła mi swoją wypowiedzią, że jest jedną z nielicznych dam w tej placówce, które myślą, obserwują, wyciągają wnioski. Tym samym zaimponowała mi swoim stanowiskiem, zdaniem, inteligencją. Nawet wzbudziła poczucie winy, bowiem rzeczywiście, dziewczęta traktowały go, jak pana z koszem smakołyków. Puste pudełko. Ładne, puste pudełko, zdobione żłobieniami, brylantami i tysiącem innych pierdół. Tymczasem dam sobie głowę uciąć, że Wandzia miała rację i w rzeczywistości Hopecraft jest porządnie myślącym osobnikiem, o zniewalającym wnętrzu. Co nie zmieniało faktu, że sympatią zbytnio do niego nie pałałam. No i chyba nie zacznę.
Dodatkowo przekonałam się, że dziewczyna była prawdopodobnie jedyną, która byłaby w stanie jakkolwiek dobrać się do Hopecrafta. Nie miała klapek na oczach, potrafiła go opiórkać, przynajmniej przy mnie, a jednocześnie wykazywała swego rodzaju troskę o życie towarzyskie blondyna. — Czy coś jeszcze...?
— Zastanowiłam się, zerknęłam na swoje buty, które miarowym rytmem stukały o posadzkę, gdy powoli przemierzałyśmy korytarze szkoły. Było pełno pytań, każde bardziej naglące od kolejnego, a mimo wszystko nie potrafiłam zdecydować, które powinnam zadać jako pierwsze. Chciałam wiedzieć więcej. Jak najwięcej. Jak najszybciej. Mieć riposty, odpowiedzi, możliwości podcięcia komuś skrzydeł, gdy zacznie nimi zbyt mocno trzepotać, bijąc innych po dziobach. — A pan Davon? — Zerknęłam na nią kątem oka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis