Na świętej pamięci babcię Teosię, przysięgam, że nigdy więcej nie pozwolę się włóczyć królikom samotnie po okolicy. Jeden został pożarty, drugi wpadł w łapy morderczej zielarki. Doprawdy same pakowały się w kłopoty, a potem chciało się płakać.
Gdy znalazłyśmy się w miarę bezpiecznym miejscu, zatrzymałyśmy się i wytuliłam Dropsika, cicho na niego psiocząc.
— To jest Świecidełko? — Na to pytanie uśmiechnęłam się zakłopotana, a królik uniósł łebek, spoglądając na Heather swoimi czarnymi oczkami. Uszy zastrzygły, nosek śmiesznie zadrgał, a Dropsik otworzył lekko pyszczek, odsłaniając zęby oraz poruszył się w moich ramionach, jakby prostując się, i jak na zawołanie zaczął świecić na zielono. Uszatku, nie popisuj się kolorkami.
— Taaa, to Świecidełko, które uwielbia się włóczyć tam, gdzie nie trzeba. — Vene parsknęła śmiechem nieco zmieszana, patrząc na Dropsika i nieznacznie uniosła brwi, co przypomniało mi słowa Gremlina. "Ale, Agonio, on nie jest słodki. On wzrokiem spala ludzi na stosie". Przewróciłam w duchu oczami.
— A tak pomijając kwestię królika — tutaj Vene przerwała, wskazując mój szalik. Amigo, pomachał im, na co brunetka pokręciła rozbawiona głową. — Czyli mamy żywe ubranko z pierwszego roku, o którym była mowa w gazetce.
Uśmiechnęłam się niewinnie i wzruszyłam ramionami.
— Dodatkowa para rąk — rzuciłam, maskując nagłą nerwowość, po czym odchrząknęłam i uniosłam kąciki ust w najcieplejszym uśmiechu. — Bardzo wam dziękuję za pomoc. Bez was pewnie już dawno bym się rozpłakała. Wiszę wam przysługę i górę ciastek lub ciast — dodałam wdzięczna, patrząc to na Vene, to na Heat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz