wtorek, 10 października 2017

Od Aureliona, CD Pel

— Jestem herbatoholiczką, także to swego rodzaju choroba. — Chichotała, spoglądała na mnie z iskierkami w oczach, które tańczyły, błyszczały, przemieszczały się po powierzchni oka w niezwykle szybkim rytmie. Nie wiedziałem, czy to łuny światła, czy szczęście tak widocznie z niej biło. Dobrze postąpiłeś, ogonie. Miałeś dobre przeczucia jak zawsze.
Zanim zdążyłem zareagować, dziewczyna kucała tuż przede mną, przyprawiając mnie o palpitację serca. Zerkała na mnie z radością. Wręcz dziecięcym zachwytem.
— Mogę cię przytulić? — Przechyliła głowę, w oczach pojawiła się nadzieja, że moja odpowiedź będzie pozytywna. Z migotania komór, w sekundę przebyłem drogę do zawału serca. Czy jest na sali lekarz?
Nikt. Nigdy. Przenigdy. Nikt nie zapytał mnie o taką rzecz. Zwykłe, najzwyklejsze przytulenie. Kontakt fizyczny, zaburzenie przestrzeni osobistej, przerwanie pewnej bariery. Chciałem tego? Tak szybko, bo na drugim spotkaniu? Czemu nie? Chęć zamknięcia jej w ramionach, ukrycia przed światem, dobiła się na pierwszy plan, a ja mimowolnie rozłożyłem ręce. Podciągnęła się i objęła mnie, a ja uziemiłem ją w szczelnym uścisku. Mimo wszystko delikatnym. Nie chciałem spłoszyć tego delikatnego królika.
Króliki mają bardzo słabe serduszka. Zwykle "bu" może je powalić.
Ciało jej było tak wątłe, że zdawało się, że zaraz zniknie, a mocniejszy ścisk będzie w stanie ją zmiażdżyć. Mimo to, ciepłe. Niezwykle ciepłe, nie wiem, czy od herbaty, czy od siły ducha, której zapewne miała dużo. Za dużo bowiem jej aury przelewały się na wszystkie strony, wprowadzając inne jednostki w istną powódź.
A teraz czuć było tylko spokój i szczęście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis