Miał rację. Znaliśmy się jeden dzień, a mimo to, lubiłem go. Wręcz za nim przepadałem. Charakterny, ruchliwy, nieco pyskaty. Ciekawy. Po prostu ciekawy, intrygujący.
Był samotny?
Miarowe, sprężyste kroki i cisza. Nie była nieswoja, jak zazwyczaj się to zdarzało. Była przyjemna, przepełniona przemyśleniami, uderzaniem rozkołatanych słów o ściany umysłu.
— Idziemy ścieżką czy pora na przygodę i idziemy w las? — Przerwał nagle, a jego wzrok padł na moją osobę. Błękitne oczy zawisły, zamigotały wraz z odbiciem się od nich światła słonecznego. Lazurowy odcień wbił się głęboko w moją świadomość, zaszył w krańcach umysłu.
Milczenie zamiast odpowiedzi.
— Aurel? — Był zniecierpliwiony i zaniepokojony. Wybił mnie ze snu na jawie.
— Przepraszam, zamyśliłem się — odpowiedziałem zgodnie z prawdą, posyłając niższemu delikatny uśmiech. — Nie wiem, jak wolisz, ja chcę się po prostu przejść i rozruszać nogi. — Smagnięcie ogonem, przecięcie powietrza. Nerwus.
Alex wzruszył ramionami, rozejrzał się, zastanowił i koniec końców wylądowaliśmy w środku lasku, przedzierając się przez gąszcz, mchy i dziwne, zapewne niebezpieczne, rośliny. Ktoś mi kiedyś powiedział, ze powinienem uważać, bo w tej szkole wszystko chce cię zabić. Po wielu doświadczeniach z dziwną, długą na kilometr szafą, nie mogłem zaprzeczyć. Ba, wręcz się zgadzałem, a sam mebel starałem się mijać szerokim łukiem.
— Pójdziemy potem na truskawki? — Trzaśnięcie gałązki pod łapą, nieco odwróciło uwagę od mojego pytania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz