niedziela, 20 sierpnia 2017

Od Wandzi, CD Kyo

I przyszłam.
Z przyspieszonym oddechem, który spowodowany był pewnie lekkim stresem oraz zdenerwowaniem wraz z grubym płaszczem podszytym futrem, by nie ryzykować moją nie najlepszą odpornością i ponownie nie złapać jakiegoś cholerstwa typu grypa czy zapalenie płuc.
A on tam czekał. Ciemne włosy zaczesane do tyłu. Dosyć odświętnie ubrany z lakierowanymi butami. Czy aby na pewno nie było mu zimno? No cóż, jego wybór. Podeszłam do Kyo z szerokim uśmiechem na twarzy i wyciągnęłam w jego kierunku dłoń w skórzanej rękawiczce zaciekawiona, co z nią zrobi. Podniósł ją do swoich ust, po czym musnął wargami materiał. Trochę nieporadnie, ciut za mocno, szorstko czy szybko. Zdecydowanie brakowało w tym tej szlachetnej wyniosłości połączonej z delikatnym flirtem. No cóż, Kyo przynajmniej się postarał. Pewnie nie robił tego za często. Pewnie był trochę zestresowany, w końcu jego dłonie troszkę drżały. Parsknęłam śmiechem i uciekłam wzrokiem od twarzy chłopaka, po czym zaczęliśmy rozmowę.

I tak mijały dni. Spotykaliśmy się z uśmiechami na twarzach nad stawem (Kyo przychodził stosowniej ubrany do aktualnej pogody po mojej drobnej uwadze z naszej pierwszej schadzki), raz po raz, zawsze o tej samej porze. I nawet go polubiłam, choć gdzieś z tyłu głowy pilnowałam się. By nie zdradzić za dużo, a przy tym dowiedzieć się jak najwięcej, by uważać, bo zdecydowanie towarzyszyło mu coś niezbyt przyjemnego czy bezpiecznego.

I w końcu się stało. Zapłakany, roztrzęsiony Foma niemogący wydobyć z siebie ani jednego słowa. Delikatny jak najdroższa porcelana, którą ktoś właśnie stłukł. A ja doskonale znałam winowajcę, o którym w końcu mi powiedział, ale dopiero po wypiciu kilku herbat, otoczeniu przez moje dłonie wraz z kocem, po kilkudziesięciu dobrych słowach i zapewnieniach, że jakoś to będzie. Bo jakoś będzie?
W końcu, po długiej rozmowie z Fomą, chwyciłam za płaszcz ze wściekłymi iskrami w oczach i szorstkością w dłoni. Po raz kolejny kot czekał na mnie. Ale ja tym razem nie planowałam być miłą, dobrze wychowaną damą pamiętającą o wszelkich zasadach dyplomacji.
– Jak mogłeś?! – krzyknęłam w kierunku chłopaka z ogonem. – Jak mogłeś to zrobić, ty pieprzony futrzaku?!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis