wtorek, 29 sierpnia 2017

Od Jamesa, CD Joce

— To nie tak — spróbowałem wyjaśnić, ale w odpowiedzi dostrzegłem jedynie lecącą w moim kierunku dłoń dziewczyny. Złapałem ją za nadgarstek, wykręcając nieco w lewo, żeby ponownie tego rodzaju działanie nie przyszło jej do głowy. — Heather, mogę to wytłumaczyć — warknąłem, ale zanim się zorientowałem, już odskakiwałem od drugiej dłoni. Za wolno, tym razem spotkała się z moim policzkiem, a po pustym korytarzu rozległ się głośny plask. 
— To nigdy nie jest tak. — Uśmiechnęła się słabo dziewczyna. — I myślę, że właśnie o to w tym chodzi, nie sądzisz? — prychnęła, wzięła głęboki oddech i otworzyła usta, żeby coś dodać, ale w tym samym momencie usłyszeliśmy skrzypnięcie drzwi. Do pomieszczenia weszła dwójka osób, która bardziej przypominała zmokłe kury, aniżeli uczniów. Shioko dumnie dzierżyła w rękach kurtkę, wypinając cycki do przodu, ale głowę miała spuszczoną. Dexter się nie certolił, szedł przed siebie, rzucając pod nosem przekleństwa, a przy okazji trzymał... smoka. Zamrugałem kilkukrotnie, doskonale orientując się w jego gatunku, tak bardzo widocznym, dzięki charakterystycznej, czarnej barwie łusek, zielonych ślepiach i pazurach wygiętych pod dziwnym kątem. Oho, dowód, że się działo. Chłopak wyciągnął dłonie w kierunku Heather, podając jej smoka.
— Zabieraj to cholerstwo ode mnie, zanim wyrwę mu wszystkie łuski jak paznokcie — wycedził zimno, gdy dziewczyna użyła swoich mocy do spacyfikowania bestii. 
— Tam leży laska, która zaraz zdechnie — wymamrotał z promiennym uśmiechem. — I chyba twoja dziewczyna — prychnął w moją stronę — więc zapierdalaj w podskokach, zanim dostaniesz z drugiej łapy w twarz — dodał, jeszcze bardziej poszerzając uśmiech. Zamrugałem kilkukrotnie, a potem palnąłem największą zgubę tego świata, przez którą zadrżały nawet okoliczne szyby.
— Która? — Nawet nie zdążyłem wypowiedzieć słowa do końca, a już Heat rzuciła oschłe "Serio?". Podrapałem się po głowie, wzdychając w duchu, zjebałeś to, James. — W kontekście kto leży? — Dexter posłał mi tylko puste prychnięcie, więc ruszyłem na dwór, mając nadzieję, że nie znajdę tam trupa. 

x X x

A cała reszta to już historia. 
— Ja pierdolę, bezczelne bachory, nie macie co robić po nocach, więc szlajacie się gdzie popadnie, kurwa czyjakolwiek mać. — Mińsk zdecydowanie miał bardzo głośny głos. – Życie ci niemiłe?! Latasz po nocy szukając jakiegoś pierdolonego zwierzyńca?! Gorzej, wzięłaś to cholerstwo do pokoju. Myślisz, że my przepisy to przez przypadek mamy? TAK? Bo wcale, wcale głupia szuja nie mogła cię zajebać w nocy. Wcale. Ani ciebie, ani twoich koleżanek z pokoju. Zaprószyłby ogień, co, do cholery?! Udusiłybyście się we własnym pokoju, a wiesz ile to zbędnych papierków byłoby dla mnie do wypełnienia?! — Argh, rewizje pokoi i tak dalej, i tak dalej. Jak żyć. Ruszyliśmy gromadą do stołówki, zastanawiając się co będzie dalej. 
— Mam pytanie odnośnie tych zakazanych przedmiotów... — zaczął ktoś obok mnie. Zamrugałem kilkukrotnie, orientując się, że siedzi przede mną panna z ogonem. Jak ona miała na imię? Jone? Joce? Jakoś tak. — Chodzi o kondomy. Czy one się liczą jako nielegalne przedmioty? — Uśmiechnąłem się delikatnie, stwierdzając, że to pierwszy promyk słońca w tym dniu, który wprowadza jakiekolwiek wątki nietragiczne.
— Kondomy i niezarejestrowane tabletki antykoncepcyjne — potwierdziłem. — Ale jeżeli teraz się zerwiesz, to może masz jeszcze szansę, żeby zabrać je z pokoju, zanim je znajdą. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis